wtorek, 30 grudnia 2014

Najciekawsze piwa 2014 roku

Ostatnie dni roku sprzyjają podsumowaniom. Także i my postanowiliśmy stworzyć zestawienie dziesięciu piw, które wywarły na nas największe wrażenie w 2014 roku. Należy pamiętać, że nie jest to ranking piw najlepszych (bo chyba nigdy nie doszlibyśmy do porozumienia), a tych które z jakiegoś powodu uznajemy za najbardziej interesujące. Pamiętajcie też, że lista jest subiektywna i nie musicie się z nami zgadzać. Gotowi? No to jedziemy!


Deep Love - AleBrowar/Nøgne Ø


Maciek: O tym piwie sporo już napisałem, więc aby się nie powtarzać dodam jedynie, że jest to mój mocny kandydat do piwa roku. Deep Love ujęło mnie przede wszystkim swoją złożonością (w końcu są tu i belgijskie drożdże i słód żytni i amerykańskie chmiele), w której wszystkie elementy znają swoje miejsce i razem tworzą piwo, który albo zachwyci... albo odrzuci swoją potężną goryczką.

Mateusz: Z polsko-norweskiej miłości do piwa powstało coś co na pierwszy rzut oka wydaje się nieco przekombinowane, jednak w Gościszewie zrobiono kawał dobrej roboty i wszystkie składniki zagrały. Zadowolenie będą szczególnie hop-headzi. Potężna, długa i przyjemna goryczka (100 IBU) z amerykańskich chmieli jest tym czego w piwie szukamy. Dobra odskocznia od standardowych piw w stylu IPA/AIPA.  



Funky IPA - Artezan


Maciek: Artezan w tym roku sporo kombinował z dzikimi drożdżami, a ich użycie w stylu IPA było posunięciem tyle odważnym co nietypowym. W końcu brettanomyces odpowiedzialne są za zapachy "końskiej derki", "wsi" czy "stajni", chociaż mi zdecydowanie bardziej kojarzą się one ze skórzanym paskiem. Równie ciekawe było dosypanie, obok owocowych chmieli amerykańskich, japońskiego Sorachi Ace, który nadaje piwu nieco aromatu kokosa. Muszę przyznać, że wyszło z tego bardzo przyjemne i świetnie pijalne piwo.

Mateusz: Tego piwa pierwszy raz spróbowałem na WFP i od razu zrobiło na mnie bardzo dobre wrażenie. Nie wszystkim pasował Sorachi Ace w tym piwie, jednak według mnie nadał piwu tej odrobiny słodyczy, której bez niego by brakowało. Goryczka mogłaby być konkretniejsza, ale i tak uważam piwo za bardzo udane. Artezanowi życzymy kolejnych udanych eksperymentów z brettami.



Hades - Olimp


Maciek: Miałem okazję spróbować tego piwa z butelki, która już dość długo leżakowała i muszę przyznać, że to piwo zrobiło na mnie świetne wrażenie. Było bardzo gęste, mocno czekoladowe, ale świetnie skontrowane dość przyjemną goryczką. Odrobiny pikanterii dodały dosypane papryczki chili. 

Mateusz: Hades może zawrócić w głowie. Browar Olimp chwalił się, że wyciągnął z piwa najwyższy ekstrakt w Polsce - 25, 2% co dało 11 % alkoholu. Byłby to zwykły RIS (jeśli ten styl w ogóle można nazwać zwykłym), gdyby nie papryczki chili i ziarna kakaowca. Oczywiście ich aromaty nie są tak wyczuwalne jak te czekoladowe i kawowe.   



Happy Crack - Pinta/Pracownia Piwa


Maciek: Proszę nie odświeżać strony, obrazek na górze się wczytał i tak właśnie wygląda etykieta tego niezwykłego piwa ;) Happy Crack to nowe podejście do fińskiego stylu sahti, a w składzie znalazło się miejsce dla amerykańskich chmieli, jagód, gałęzi jałowca i drożdży piekarniczych. Każdy łyk tego piwa kojarzy mi się z przewróceniem się twarzą prosto w ściółkę iglastego lasu.

Mateusz: Kolejna kooperacja na liścieSkojarzenia z ciemnym fińskim lasem są jak najbardziej uzasadnione. Żywica, pędy sosny i jałowiec są najwyraźniejsze w aromacie. PINTA już raz eksperymentowała z sahti, jednak Happy Crack jest o wiele bardziej wyrazisty niż Koniec Świata. Piwo nieoczywiste i zagadkowe - nie każdemu będzie pasować. 



McStout - Mason


Maciek: McStout może nie do końca mi posmakował, ale pomysłowości i oryginalności odmówić mu nie można. Są tu słody żytnie, wędzone torfem i na dodatek sporo amerykańskich chmieli, a to wszystko w stoucie. I choćby z tego powodu uważam, że warto tego piwa spróbować.

Mateusz: Wymówienie pełnej nazwy stylu, w którym uwarzono to piwo, zajmuje więcej czasu niż zamówienie Tyskiego w barze, jednak jak wiemy świat należy do odważnych. Mason wrzucił do kotła składniki z różnych bajek i uwarzył z tego piwo. Kiedy degustowałem to piwo nie byłem do końca zdecydowany - i w sumie nadal nie jestem. Piwo budzi we mnie mieszane uczucia, tym bardziej zachęcam Was do spróbowania. ;)



Molly IPA - Doctor Brew


Maciek: Doktorzy to spece od mocno nachmielonych piw w stylu IPA (jestem bardzo ciekaw jak wyjdzie im barley wine i RIS), a Molly to według mnie ich najlepsze dzieło. Pod warunkiem, że lubi się potężną goryczkę, która jednak jest w tym piwie bardzo przyjemna, grejpfrutowa i orzeźwiająca.

Mateusz: Molly też próbowaliśmy z Maćkiem podczas WFP. Według mnie jedna z najlepszych IPA tego roku. Piwo jest tak nachmielone amerykańskimi chmielami, że początkowo wydawało mi się... słodkie. Wysoka pijalność, konkretna goryczka - czego chcieć więcej?



Mr. Hard - Pracownia Piwa


Maciek: Mógłbym długo rozpisywać się o wspaniałym aromacie suszonych owoców i złożonym smaku, w którym można odnaleźć nuty karmelowe, owocowe i likierowe, ale najlepiej o Mr. Hard zaświadczy sytuacja z Warszawskiego Festiwalu Piwa, kiedy kolega który spróbował tego barley wine, oświadczył, że innych piw już próbować nie będzie bo znalazł właśnie to czego szukał ;)

Mateusz: Faktycznie, tak szlachetny styl piwa nie może mieć słabego reprezentanta, a przynajmniej ja się jeszcze z takim nie spotkałem. Jak na barley wine jest całkiem wytrawne i jak dla mnie, mogłoby być nieco mocniejsze. Jednak całościowo sprawia bardzo dobre wrażenie - te rodzynki w aromacie!



Noc Kupały - Perun


Maciek: Z degustacji tego piwa też napisałem recenzję, do której odsyłam wszystkich, którzy chcieliby dowiedzieć się o nim więcej. Do tego zestawienia piwo trafia przede wszystkim za fantastyczne wykorzystanie możliwości polskich chmieli - nie spodziewałem się, że można przy ich użyciu uzyskać tak przyjemny, ziołowo-żywiczny aromat.

Mateusz: Noc Kupały miałem okazję próbować kilka razy. W tym podczas wizyty w katowickim multitapie Biała Małpa. Piwo to jest bardzo poprawne w aromacie i smaku. Połączenie stoutu i polskich chmieli jest chyba tak naprawdę jedynym co może zaciekawić w tym piwie. Ja jednak poza tym nie widzę w nim nic specjalnego. Ot, całkiem niezłe piwo. Może to moje uprzedzenie do foreign extra stoutu. ;) Mimo to, brawa dla browaru Perun za trzymanie dobrego poziomu przez cały rok.



Preparat - Artezan


Maciek: Nie załapałem się na Preparat na WFP, udało mi się za to dostać to piwo jakiś czas później w Hopsters. I warto było czekać! "Szynkowa" wędzonka fantastycznie komponuje się z suszonymi owocami, likierem i orzechami zarówno w aromacie, jak i w smaku. Według mnie, to piwo jest świetnym dowodem potencjału drzemiącego w wędzonych słodach.

Mateusz: Dość późno zapoznałem się z tym piwem. Zdegustowałem je dopiero, nieco przewrotnie, podczas International Stout Day. Od razu zacząłem żałować, że nie spróbowałem go wcześniej. Bardzo lubię wędzone piwa, a w połączeniu z barley wine, efekt był bardzo dobry. 



Winchester - Faktoria


Maciek: Tego piwa w zestawieniu nie mogło zabraknąć. Jak na swoją moc i wysoką goryczkę Winchester jest świetnie zbalansowany i niezwykle pijalny, co może okazać się bardzo zdradliwe. Podobnie jak przy obchodzeniu się z bronią, tak i z tym piwem zalecam ostrożność! ;)

Mateusz: Piwo skusiło mnie swym owocowo-chmielowym aromatem. Clue w tym piwie stanowi jednak goryczka. I tutaj się nie zawiodłem, bo jak przystało na imperial IPA, była ona konkretna, długa i bardzo przyjemna. Najlepsze piwo Faktorii w tym roku, bez dwóch zdań. 


Długo trwały spory o ostateczny kształt tej listy. Nie pojawiło się na niej wiele świetnych piw, które wywarły na nas (lub na jednym z nas :P) bardzo dobre wrażenie, ale po ustaleniach nie dostały się do finałowej dziesiątki. 

A Wy jakie piwa uznajecie za najciekawsze propozycje upływającego roku? Dajcie znać w komentarzach pod wpisem lub na naszym fanpejdżu!

poniedziałek, 29 grudnia 2014

U Fotografa - powrót do korzeni

Z Lublinem związanych mam wiele dobrych wspomnień. W tym mieście chodziłem do liceum, na tamtejszej starówce spotykałem się ze znajomymi i nie raz spędzałem popołudnia i wieczory w lubelskich pubach. Gdy już wyjechałem na studia do stolicy, często bywałem w tym mieście podczas letnich wakacji. Jednym z barów, które zawsze wtedy chętnie odwiedzałem, był lokal U Fotografa.

Tym co wtedy przyciągało mnie do tego miejsca, były jednak głównie gry planszowe. To były czasy, gdy szczytem piwnego szaleństwa było piwo na miodzie gryczanym, a o nowofalowych stylach nikt chyba jeszcze w Lublinie nie słyszał. Przez te kilka lat oferta U Fotografa stopniowo się zmieniała. Planszówki na szczęście zostały, instalowano natomiast kolejne nalewaki, a piwa regionalne i czeskie zostały w końcu zastąpione przez wyroby browarów rzemieślniczych. Jak widać, lokal wciąż rozwija się i zwiększa swoją ofertę, oczywiście z korzyścią dla klientów.

Do Lublina zawitałem z okazji, wyjątkowo długiej w tym roku, świątecznej przerwy na uczelni. Na wspólną wyprawę do lubelskiego multitapu umówiłem się z kolegą z Piwni Hipsterzy, blogerem dumnie reprezentującym lubelską scenę piwną w internecie ;) Zimno było tego wieczora straszliwie, więc jak najszybciej udaliśmy się przez urokliwą starówkę prosto do placu Rybnego, położonego nieco na uboczu głównego deptaka. 

Fot. https://www.facebook.com/ufotografa

Już na pierwszy rzut oka zauważyłem w U Fotografa wiele zmian, w porównaniu do wyglądu sprzed kilku lat. Wystrój nadal jest ciepły i przytulny, ale oprócz wystawionych w gablotkach starych aparatów fotograficznych pojawił się również, wielki na niemal całą ścianę, regał z pustymi butelkami, a także bar wyposażony w nalewaki z piwami polskimi (silna reprezentacja browaru Piwne Podziemie) i zagranicznymi. Jeśli komuś mało piw lanych, dostępne są również butelki prosto z lodówki. Wśród ciekawostek dostrzegłem belgijskie piwa w stylu lambic, wyroby amerykańskiego browaru Anchor, a także słynne Black Tokyo Horizon.

U Fotografa zamówić można również napoje bezalkoholowe (także ciepłe), drinki, przekąski czy większe dania. Każdy powinien znaleźć coś dla siebie, nawet jeśli zamiast piwa ma ochotę na kawę, herbatę czy coś do jedzenia.

Fot. https://www.facebook.com/ufotografa

Lublin jest miastem o tyle specyficznym, że przez wiele lat gusta i oczekiwania co do ceny piwa w lokalach kształtowała miejscowa, stosunkowo tania, Perła. Z tego powodu zastanawiałem się, jakie ceny piw obowiązują w U Fotografa i jak odbierają je lublinianie. Jak się okazuje, koszt dużego piwa z polskiego browaru nie odbiega znacząco od standardu warszawskich multitapów i wynosi około 11 - 12 złotych. Mimo niedzielnego wieczoru, klientów w U Fotografa było całkiem sporo, a w piątki i soboty bywa ponoć tłoczno. Dowodzi to, że także w Lublinie mieszka dużo osób ceniących sobie różnorodność i smak dobrego piwa, nawet jeśli muszą zapłacić za nie trochę więcej niż za typowego koncernowego lagera ;)

Będąc na lubelskiej starówce, warto więc zejść z najbardziej utartych szlaków i skierować się w ulicę Rybną, gdzie tuż przy placu, wśród starych kamienic, mieści się lokal U Fotografa. To zdecydowanie jedno z miejsc, które odwiedzić powinien każdy fan piwa, zarówno z Lublina, jak i jedynie odwiedzający to piękne miasto.

środa, 24 grudnia 2014

Piwne Święta - Doctor Brew Xmas Rye

Dziś w cyklu piwne święta coś bardziej smakowego. Xmas Rye od Doctor Brew to przyprawowe piwo jednoznacznie kojarzące się z klimatem świąt Bożego Narodzenia. Jak wypadła degustacja?

Doctor Brew znany jest z bardziej luzackiego podejścia do tematu piwowarstwa. Kreuje się na nieco zawadiacki browar z rockandrollowym zacięciem. Ich piwa trzymają zazwyczaj wysoki poziom i na kolejne premiery birofilski światek zawsze czeka z niecierpliwością.

Jak każdy poważny browar Doctor Brew nie mógł odpuścić świąt. W tym roku postawił na żytnie piwo świąteczne z dużą ilością przypraw. Tych jest naprawdę sporo: curacaco, cynamon, goździk, kardamon, anyż i gałka muszkatołowa. Oczywiście przyprawy nie są najważniejszym składnikiem piwa, ale jak się zaraz przekonacie w tym piwie mają wielkie znaczenie.

Do uwarzenia piwa użyto słodu pilzneńskiego, żytniego, karmelowego i czekoladowego. Nachmielono je australijskimi chmielami: Ella i Galaxy. Co ciekawe po krótkim researchu w internecie dowiedziałem się, że istnieją dwa rodzaje tego piwa – jeden z nich jest chmielony na zimno. Rozpoznać to można właściwie tylko po dacie ważności. Mi trafiła się wersja chmielona na zimno. Xmas Rye ma 7, 5 % alkoholu z 18 % ekstraktu. Goryczka na poziomie 48 IBU.



Piwo – jak na doktorów przystało – jest lekko mętne. Xmas Rye ma ciemnobrązowy, brunatny kolor. Piana jest beżowa, drobnopęcherzykowa, jednak nie ma jej zbyt wiele i po krótkim czasie staje się tylko symboliczna.

Po otwarciu butelki od razu daje się wyczuć mocny aromat przyprawowy – oczywiście jak na piwo świąteczne złożony skład przypraw przywodzi na myśl piernik. Najmocniej wyczułem zapach kardamonu i gałki muszkatołowej. Dalej wyczuwam ziołowe aromaty wywodzące się z chmielu. Trzeba przyznać, że ta mieszanka robi wrażenie. Zwłaszcza ta ostatnia dodaje piwu nieco ostrości. Dalej przebijają zapachy goździku. Słód jest zaledwie wyczuwalny a szkoda, bo aż chciałoby się poczuć czekoladowość i karmelowość.

Smak powala już przy pierwszych łykach. Silne nuty przyprawowe dają o sobie znać już od razu. Przede wszystkim goździk, który mile łechce podniebienie. Gałka muszkatołowa dodaje piwu ostrości, które pozostaje pewien posmaczek na języku.  Do tego wszystkiego dochodzi chmielowa goryczka, która w tej wersji jest bardzo dobrze wyczuwalna. Przyprawy są faktycznie bardzo agresywne i dla niektórych mogą być zbyt nachalne. Na dalszym planie pojawia się dziwny smak, którego nie mogę zbytnio zidentyfikować. Nie był on jednak najprzyjemniejszy. Być może jest to efekt eksperymentowania z anyżem. Da się też wyczuć aksamitność żytniego słodu. 

Xmas Rye w wersji chmielonej na zimno jest piwem bardzo bogatym w smaku. Na „świąteczną bazę” nachodzi tutaj jeszcze „chmielowa nadbudowa”. Silne nuty przypraw i całkiem konkretna goryczka sprawia, że piwo jest bardzo ciekawe i niecodzienne – nawet jak na piwo świąteczne. Taki mariaż chmielu i przypraw nie każdemu może się spodobać – przyznaję, że przez kilka pierwszych łyków ciężko mi było się przyzwyczaić do tego połączenia. Jednak z czasem było już coraz lepiej. Resztę wypiłem już z dużą przyjemnością. Xmas Rye na pewno jest piwem godnym polecenia na świąteczny czas. Jeśli więc zdążycie jeszcze dzisiaj do sklepu to bez zbędnego zastanawiania się możecie je brać.   

wtorek, 23 grudnia 2014

Piwne Święta - Anchor Porter


Ostatnia przedświąteczna recenzja to prawdziwe starcie z legendą. W końcu nie na co dzień pije się piwo, które było prekursorem swojego stylu, a jego ocena na ratebeer.com to bliskie ideału 99/100. Nic dziwnego, że moje oczekiwania oczekiwania były wysokie. Jak zweryfikowała je rzeczywistość?

Najpierw jednak kilka słów o historii tego piwa (o samym browarze Anchor i jego dramatycznych losach możecie poczytać tutaj). Pojawiło się ono już w 1972 roku definiując styl american porter, który wywodzi się oczywiście z porteru angielskiego, ale jest ciemniejszy i mocniej chmielony. Piwo odniosło na tyle duży sukces, że dwa lata później było już dostępne w wersji butelkowej i jest produkowane po dziś dzień.

Moja przygoda z tym porterem zaczyna się dość nietypowo, bo w jednym z warszawskich... hipermarketów sieci E.Leclerc. Tam na półce z zagranicznymi piwami wypatrzyłem jakiś czas temu ostatnią, samotną butelkę. Po prostu żal było nie wziąć, więc szybko powędrowała do mojego koszyka.

Piwo znajduje się w butelce o typowej dla USA pojemności 355 ml. Zarówno jej "pękaty" kształt, jak i charakterystyczna etykieta z motywem kotwicy, sprawiają że porteru z Anchor nie da się pomylić z żadnym innym piwem. Pod względem wizualnym nie mam browarowi nic do zarzucenia, co więcej, taka stylistyka "retro" (czy też "vintage" jak mówią hipsterzy) całkiem mi się podoba.  


Ciemne, niemal czarne piwo rozświetlane rubinowymi refleksami wieńczyła piękna, gęsta i kremowa piana w beżowym kolorze. Niestety, zdjęcia zrobiłem kiedy ta czapa nieco już opadła, ale na ściankach szkła wciąż widać jej pozostałości.

Już przy otwarciu butelki czuć bardzo ciekawe i przyjemne zapachy, które wzmacniają się tylko, kiedy piwo przelejemy do szkła. Piernik i ciasto to moje pierwsze skojarzenia, gdyż aromacie dominują nuty palone i czekoladowe. Da się też wyczuć lekkie akcenty ziół i owoców wniesione przez chmiel. Wszystkie te zapachy fantastycznie przenikają się i łączą w jedną, spójną całość.

Już po pierwszym łyku wiedziałem, że będę fanem tego porteru. Smak jest naprawdę wspaniały! Początkowo słodki niczym czekolada, następnie przyjemnie skontrowany umiarkowaną goryczką o palonym charakterze i delikatną, owocową kwaśnością. Od początku coś mi przypominał, aż w końcu załapałem - śliwki w czekoladzie! Po każdym łyku porteru z browaru Anchor w ustach pozostaje też przyjemny posmak kawy, suszonych owoców i słodkiego likieru.

Ogólne odczucie jest więc znakomite. Co więcej, piwo dzięki swojemu aromatowi i smakowi świetnie pasuje do klimatu Świąt! Nie wyobrażam sobie lepszej scenerii do picia go niż miękki fotel, trzaskający wesoło kominek, skrząca się choinka i cicho prószący za oknem śnieg. Cóż, pomarzyć zawsze można ;)

Mimo tak złożonego smaku, Anchor Porter to piwo bardzo pijalne i nadspodziewanie lekkie (ma tylko 5,6% alkoholu), co może zaskoczyć odbiorców przywykłych do ciężkich porterów bałtyckich. Myślę jednak, że zaskoczy ich zdecydowanie pozytywnie, bo Anchor Porter to piwo światowej klasy, którego po prostu trzeba spróbować!

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Piwne Święta - Saint No More 2014

Saint No More było chyba najbardziej oczekiwanym przeze mnie świątecznym piwem. Bardzo posmakowała mi zeszłoroczna edycja i ciekaw byłem co też nowego wymyśli AleBrowar, zwłaszcza, że do współpracy zaprosił Jana Halvora Fjelda z norweskiego browaru Veholt.

Co ciekawe, nowy Saint No More 2014, czyli hoppy dark ale, trafił do sklepów razem z wersją sprzed roku - single hop Simcoe. Oba piwa znalazły się jednak w butelkach opatrzonych nowymi etykietami (to właściwie ta sama etykieta w dwóch wariantach kolorystycznych), były też dostępne w zestawie "prezentowym" - ładnie zapakowane i z pamiątkową kartą. W sam raz na upominek dla znajomego piwosza. Albo dla siebie ;)


Na etykiecie widzimy oczywiście Świętego Mikołaja, ale tym razem nie jest to uśmiechnięty, brodaty grubas w czerwonym stroju. Ten Mikołaj wygląda się dość złowrogo! Saint No More otworzyłem, gdy po raz ostatni przed świętami graliśmy ze znajomymi w Warhammera, stąd pewnie moje skojarzenie postaci na etykiecie z krasnoludem, który lubi wypić mocne piwo w karczmie, a następnie solidnie komuś przyłożyć. Cóż, AleBrowar podszedł to tematu etykiety ze znaną sobie przewrotnością i humorem, choć tym razem powinno obyć się bez kontrowersji.

No ale zostawmy już tę etykietę. Saint No More 2014 jest piwem o kolorze ciemnobrunatnym, jest też dość mętne. Tworzy się nad nim solidna, gęsta i bardzo kremowa piana o beżowym kolorze, która opada powoli i ładnie zdobi szkło.


W zapachu wyczuwam przede wszystkim aromaty palonych słodów, kojarzące się z prażonymi ziarnami. Jest tu też sporo gorzkiej czekolady. Spodziewałem się raczej uderzenia nut chmielowych, które co prawda są tu obecne, ale jakby na dalszym planie i wnoszą nieco zapachu iglastego lasu. 

Po pierwszym łyku już wiedziałem, że jest... ciekawie. Saint No More 2014 to piwo bardzo wyraziste, a co za tym idzie, zdecydowanie nie dla każdego. Myślę jednak, że świetny smak, będący połączeniem gorzkiej (ale takiej naprawdę gorzkiej) czekolady, zbożowej kawy i świerkowych igieł, znajdzie swoich zwolenników. Gdzieś w tle pojawiają się też delikatne cytrusy, co tylko poprawia ogólne odczucie. Wszystko wieńczy potężna, choć nieco zalegająca goryczka o żywicznym charakterze. Gdybym musiał czegoś się przyczepić, byłoby to chyba tylko trochę zbyt wysokie wysycenie.

Czy Saint No More mi smakuje? Bardzo. Czy nawiązuje smakiem i aromatem do klimatu Świąt? Oczywiście! Nie jest to jednak kolejne słodkie, przyprawowe piwo świąteczne, a prawdziwa dawka goryczkowego szaleństwa. AleBrowar po raz kolejny udowadnia, że w tym szaleństwie jest metoda i za to należą mu się ogromne brawa.

niedziela, 21 grudnia 2014

Piwne Święta - Perła Porter

Nie ma chyba piwnego stylu bardziej pasującego na zimę niż porter bałtycki. Takie piwa są mocne i bardzo treściwe, a co za tym idzie - rozgrzewające nie gorzej niż herbata z miodem. Co by nie mówić, jest to też piwowarski skarb Polski. Cieszy więc, że coraz więcej browarów decyduje się na warzenie porterów. Niedawno dołączyła do nich lubelska Perła.

Wieści o pojawieniu się porteru z Perły napływały już od jakiegoś czasu. Początkowo, piwo było dostępnie jedynie w firmowym lokalu, ale odniosło sukces na tyle duży, że browar zdecydował się na uwarzenie wersji butelkowej. Najprawdopodobniej piwo w butelkach będzie dostępne przez cały rok, co z pewnością ucieszy fanów porterów.

Akurat przyjechałem na Święta do rodzinnej miejscowości, położonej w sąsiedztwie Lublina, więc znalezienie porteru z Perły nie było trudnym zadaniem. Piwo jest też dość tanie, gdyż za butelkę o pojemności 0,33 l zapłaciłem niewiele ponad 3 złote. Musicie mi tylko wybaczyć brak odpowiedniego szkła - w domu nie mam nic co by pasowało do piwa oprócz wielkich kufli. A picie porteru z Perły w koniakówce to trochę sztuka dla sztuki ;)


Nalewam więc piwo do szklanki i pierwsze co widzę to niemal całkowity brak piany, a ta która się wytworzyła bardzo szybko i z syczeniem zniknęła. W porządku jest za to kolor - bardzo ciemny, zbliżający się do czarnego i z brązowymi refleksami. 

Gorzej jest z zapachem, którego tu właściwie... nie ma! Nie jest to chyba wina szkła, bo nic nie da się wydobyć także z butelki. Taką samą opinię wygłosił mój ojciec, wielki fan wszelkiej maści porterów. Dopiero po solidnym "wwąchaniu się" można odnaleźć nieco nut ciemnych słodów i alkoholu.

Pierwsze łyki też nie gwarantują wyjątkowych doznań. Perła Porter ma aż 9,2% alkoholu i to czuć, gdyż to właśnie alkohol gra w tym piwie pierwsze skrzypce. W tle pojawia się nieco smaków palonych, czekoladowych i kawowych, jednak nie są one zbyt wyraźne. W miarę ogrzewania się tego porteru jest tylko gorzej, a alkohol zaczyna być po prostu męczący. 

Być może ta wyraźna i alkoholowa ostrość wynika z tego, że piwo jest bardzo świeże, jednak na ten moment sprawia ona, że porter z browaru Perła nie jest zbyt pijalny. Cóż, dobrze że to piwo trafiło do sprzedaży w małych butelkach, bo nie wiem czy podołałbym mu w większej pojemności.

Całkiem możliwe, że po kilkumiesięcznym leżakowaniu, kiedy alkohol nieco się ułoży, Perła Porter nabierze charakteru i pijalności. Chyba podejmę się próby i kupię kilka butelek do schowania na samym dnie szafy, w końcu będzie mnie to kosztować tylko kilka złotych. Obiecuję zdać relację za parę miesięcy ;)

To jednak za jakiś czas, a na dzień dzisiejszy muszę przyznać, że Perła Porter to spore rozczarowanie. Nie jest to może najgorsze piwo w tym stylu, jakiego dane mi było próbować, ale do doskonałości jeszcze bardzo daleka droga. Szkoda.

sobota, 20 grudnia 2014

Piwna Sprawa - kran wzięty!

Czwartek 18 grudnia to nie tylko otwarcie Samych Kraftów. To też dzień, kiedy w bielańskiej Piwnej Sprawie władzę niepodzielnie przejęła Pracownia Piwa. Wyroby tego browaru lały się z sześciu kranów, z czego aż cztery stanowiły premiery.

Cztery degustacje to jednak sporo, zwłaszcza po krótkiej, ale owocnej wizycie w Samych Kraftach. Gonił mnie też czas, a rano musiałem wstać dość wcześnie, dlatego wybrałem dwa piwa, które najbardziej mnie interesowały. Początkowo miało być to Smoked Cracow HO HO HO, czyli świąteczna wersja grodziskiego, a także Hoppy New Year w stylu AIPA. Zachęcony świetnymi rekomendacjami innych klientów, to drugie piwo zastąpiłem jednak Dori II, czyli belgian blond ale uwarzonym przez Pracownię Piwa wraz z Dorotą Chrapek (Grand Champion 2010).


Ale zanim przejdziemy do piw, trochę o samej Piwnej Sprawie, w której sporo zmieniło się od mojej ostatniej relacji. Pojawiły się klimatyczne dekoracje i wymalowane na ścianie logo. Jako, że zbliżają się Święta, znalazło się też miejsce na trochę bożonarodzeniowych gadżetów. Lodówka stoi już wypełniona polskimi i zagranicznymi piwami, jest więc z czego wybierać. Ekipa Piwnej Sprawy dba także o poczęstunek. Na premierze Too Young To Be Herod zostaliśmy uraczeni pomarańczami i gorzką czekoladą, a tym razem na talerzykach mieliśmy oscypki i pieczywo. Miło? Pewnie, że tak!


Na pierwszy ogień poszła świąteczna interpretacja grodziskiego. To bardzo lekki styl, wyróżniający się niewielką ilością alkoholu, wędzonym aromatem i orzeźwiającym charakterem. Dzięki temu jest świetny latem, na przykład wieczorem po ciężkim i upalnym dniu. Czy jednak sprawdzi się dobrze w Święta? Do tej wersji dosypano owoców - suszonych jabłek i moreli, wędzonych śliwek i rodzynek. Brzmi jak kompot z suszu? Takie było też moje pierwsze skojarzenie, czyli powinno być jak najbardziej świątecznie. Tylko, że ja kompotu z suszu nie cierpię ;)

Na szczęście wszystko zostało dodane we właściwych proporcjach i owoce w tym piwie nie dominują. Wręcz przeciwnie, ich udział odznacza się zwłaszcza w aromacie oraz posmaku i fajnie komponuje z typowym dla grodziskiego orzeźwieniem. 

To piwo z pewnością nie przekona do grodziskiego osób, dla których piwa w tym stylu kojarzą się z wodą po kiełbasie. Jeśli jednak nie masz takich uprzedzeń, Smoked Cracow HO HO HO jest wartą spróbowania ciekawostką.


Dori II zbierało świetne oceny gości Piwnej Sprawy. Wcale im się nie dziwię. Zobaczcie choćby wspaniały kolor tego piwa i pięknie krążkującą pianę, czyż ten widok nie jest smakowity? ;)

W zapachu jest bardzo przyjemnie, a główną rolę grają owoce i biszkopty. Smak początkowo także jest dość słodki, jednak bardzo dobrze skontrowany przyjemną goryczką. W efekcie Dori II nie jest wcale "ulepkiem", a piwem dobrze zbalansowanym i bardzo pijalnym.

Z piw dostępnych na kranach Piwnej Sprawy próbowałem także Nr 3, czyli kolejnego efektu współpracy Pracowni Piwa i browaru Szałpiw. W przeciwieństwie do poprzednika (Nr 2 niestety nie udało mi się dostać), to piwo oceniam bardzo dobrze. Zostało ono uwarzone w stylu Dubbel IPA i moim zdaniem, świetnie łączy typowe dla piw belgijskich akcenty owocowe i przyprawowe, z aromatem amerykańskich chmieli i dość wysoką, ale bardzo przyjemną goryczką. Nie jest to pełnoprawna recenzja, gdyż miałem okazję wypić tylko dawkę "degustacyjną", ale chętnie wrócę do tego piwa w większej pojemności ;)

Wielka szkoda, że do Piwnej Sprawy mogłem wpaść tylko z krótką wizytą i nie miałem okazji spróbować pozostałych wyrobów Pracowni Piwa. Za to bardzo mnie cieszy, że to świetne miejsce wciąż się rozwija i organizuje tak ciekawe inicjatywy. Tak trzymać!

Same Krafty - krany na starówce


Do Warszawy przyjechałem już ponad pięć lat temu i do tej pory bardzo rzadko odwiedzałem tutejszą starówkę. Czasem jakiś spacer, czasem przyjazd dalszej rodziny, ale nigdy nie miałem motywacji żeby zaglądać do tutejszych knajp. Starówka kojarzyła mi się raczej z niezbyt ciekawymi miejscami i wysokimi cenami. To się jednak zmieniło.

Zmieniło się wraz z otwarciem 18 grudnia multitapu Same Krafty, usytuowanego na ulicy Nowomiejskiej 10, a więc właściwie w samym sercu starówki. Odnaleźć lokal nie jest trudno - do wejścia zachęcają wystawione na zewnątrz krany, w dodatku z etykietami dostępnych piw. Niestety nic z nich nalać sobie nie można ;)


W środku wszystko wygląda naprawdę ładnie, a wnętrze jest jasne i dość przestronne w porównaniu do innych multitapów. Jest gdzie usiąść większą grupą, można też rozlokować się przy barze, słowem czego dusza zapragnie. Na osobną wzmiankę zasługuje świetna tablica, która zdecydowanie wybija się ponad multitapowy standard czarnej tablicy zapisanej kredą. Wygląda super i jest dobrze widoczna dla klientów, choć w razie konieczności zmiany piwa będzie chyba wymagać sporo akrobacji.


Na otwarcie przygotowano wiele naprawdę ciekawych piw i to w cenach, które nie przewyższały warszawskiego standardu. Wybierać można z dziesięciu kranów, a także z lodówek, w których znalazły się piwa nie tylko z Polski ale i z zagranicy. Myślę, że wybór był na tyle duży, że każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Świetnym pomysłem było wypełnienie jednej z półek naszym skarbem piwnym - porterami bałtyckimi. Zwłaszcza, że to przecież starówka, czyli miejsce na co dzień pełne zagranicznych turystów, wśród których można promować polskie piwowarstwo.


Ja skusiłem się na premierowe piwo browaru Spirifer - Haka, czyli rye IPA nachmielone nowozelandzką odmianą Kohatu. O ile poprzednie piwa tego browaru nie zrobiły na mnie większego wrażenia, tak Haka mogę z czystym sumieniem polecić. Skusiłem się też na Oyster Kiss, czyli ostrygowy stout Piwnego Podziemia. Nigdy wcześniej nie próbowałem tego stylu i muszę przyznać, że ten delikatny, mineralny i słony posmak robi spore wrażenie. 

Oprócz piwa, Same Krafty oferują też jedzenie. Do wyboru są nie tylko typowe przekąski, ale też burgery czy pizza. Miałem okazję spróbować naprawdę dobrego burgera i to w rozmiarze, który dał radę zaspokoić mój nieposkromiony głód na mięso. Podczas otwarcia największy szał zrobiły jednak kiszone orzechy własnej roboty. Brzmi niewiarygodnie ale były naprawdę pyszne! 

Oyster Kiss z browaru Piwne Podziemie
Dla tych co piwa pić nie mogą bądź nie lubią (choć moim zdaniem takich osób nie ma, są tylko takie które właściwego piwa jeszcze nie poznały ;)) jest cydr i napoje bezalkoholowe. Nikt więc nie powinien czuć się pokrzywdzony.

Na otwarciu pojawił się też słynny i tajemniczy pils za 3 złote ;)
Niestety, tego wieczora musiałem opuścić Same Krafty dość szybko. Czwartek to niby mały piątek, ale jednak obowiązki wzywały, a w planach miałem jeszcze krótką wizytę w Piwnej Sprawie (napiszę i o niej, obiecuję!). 

Sądzę, że Same Krafty mają szansę odnieść spory sukces. Lokalizacja, ciekawe menu, świetny wybór piw i dobre ceny to elementy, które sprawiają że jest to miejsce zdecydowanie warte odwiedzenia. Ja z pewnością pojawię się tam jeszcze nie raz!

środa, 17 grudnia 2014

Duvel - belgijski diabeł

Duvel jest jedną z najbardziej znanych marek belgijskiego piwa. Będące dziedzictwem starodawnego trunku warzonego przez trapistów jest wzorowym przykładem piwa w stylu Belgian Tripel.

Historia samego Duvela jest jednak nieco krótsza niż słynnych belgijskich piw klasztornych. Duvel (czyli po polsku diabeł) jest warzony w Duvel Moortgat Brewery założonym przez Jana-Leonarda Moortgata w 1871 r. Ten tradycyjny browar nadal jest w rękach rodziny Moortgatów – obecnie w trzecim pokoleniu. Jak wiele mniejszych browarów również Duvel miał swoje wzloty i upadki. Gdy w latach 70. sytuacja finansowa firmy znacznie się pogorszyła zdecydowano się na współpracę przy butelkowaniu i dystrybucji duńskiego piwa Tuborg należącego do grupy Carlsberg. Chociaż browar musiał porzucić na jakiś czas swoje tradycyjne rzemiosło, postawiło to Duvela na nogi. W latach 80. współpracę zakończono a zarobione dzięki niej pieniądze zainwestowano w otwarcie szerokich kanałów dystrybucji ich flagowego piwa.

Samo piwo Duvel zostało uwarzone po raz pierwszy po I wojnie światowej i początkowo nazwano je victory ale. Jednak piwosze przezwali je „nen echten duvel” czyli czerwony diabeł w języku brabanckim. Nazwa miała prawdopodobnie odwoływać się do dużej zawartości alkoholu (8, 5%).

Duvel jest tradycyjnie sprzedawany w małych butelkach 330 ml. Etykieta jest prosta i czytelna. To belgijskie piwo ma już dość znaną markę i jest rozpoznawalne. Prostota i tradycja bardzo dobrze kreuje markę tradycyjnego piwa i jak dla mnie jest zdecydowanie na plus. Butelka jest całkiem elegancka.



Piwo ma barwę żółtą ze złotymi refleksami. Nie jest zbytnio przejrzyste. Po nalaniu utworzyła się średniej grubości piana. Jest biała, kremowa i długo pozostaje na szkle. Tworzy też ładny lacing. W niektórych miejscach pojawiły się duże pęcherzyki, ale domyślam się że to raczej moje niezdarstwo przy nalewaniu. ;)

Na pierwszy rzut nosa w aromacie poczułem nuty słodowe (do produkcji piwa używa się słodu pilzneńskiego), w dalszej kolejności ostrzejsze: pieprzowe i lekkie nuty cytrusowe. Da się też wyczuć aromaty chmielowe. Ogólnie w aromacie można wyczuć ostrość, chociaż nie jest ona dominująca. Na szczęście nuty alkoholowe nie są zbyt intensywne, więc aromat nie jest drażniący.

W smaku słodowość nie jest już tak wyczuwalna. Na pierwszy plan wchodzą nuty owocowe i pieprzowe. Piwo zaczyna też rozgrzewać – teraz alkohol jest już wyczuwalny. Nie wszyscy to lubią, ale takie już jest belgian strong ale. Goryczka jest raczej średnia i nie dodaje jakichś wybitnych walorów do smaku piwa.  Piwo jest średnio treściwe, ale dzięki alkoholowi jest fajnie rozgrzewające. Jest też dość musujące. Nie ma charakteru ściągającego.


Nie miałem do tej pory okazji wypić zbyt wielu piw w tym stylu jednak to wypiłem z przyjemnością. Ciekaw jestem jak radzą sobie inne belgian triple i w przyszłości na pewno będę chciał zdegustować więcej piw w tym stylu. Moje wrażenia są jak najbardziej pozytywne i mogę Duvela z czystym sumieniem polecić. 

Piwne Święta

Święta Bożego Narodzenia zbliżają się wielkimi krokami, zakupowe szaleństwo osiąga apogeum, a zewsząd nasze uszy atakują kolędy. No dobra, nie kolędy a piosenki popowe o tematyce okołoświątecznej. Mimo wszystko, zawsze lubiłem ten okres i już nie mogę się doczekać, kiedy na te kilka dni wrócę w rodzinne strony.

Ze Świętami kojarzą mi się zwłaszcza te wspaniałe zapachy, które zawsze unosiły się w tym czasie w moim domu - aromat świeżej choinki, pieczonego piernika, obieranych pomarańczy czy przypraw dodawanych do mięs. Zawsze były one niezawodnym znakiem nadchodzących się świąt, nawet gdy na dworze aura była bardziej wiosenna niż zimowa.


Czy piwo pasuje do atmosfery świąt? Oczywiście! Polskie browary rzemieślnicze i regionalne uwarzyły wiele specjalnych piw, których smak i aromat miał jak najbardziej kojarzyć się z tym czasem w roku. Jeśli więc macie ochotę na dobre piwo przy świątecznym stole lub podczas odpoczynku przy choince, możecie wybrać jedno z tych wymienionych poniżej:

  • AleBrowar - Saint No More - i to w dawce podwójnej, bo równocześnie do sprzedaży trafiła zeszłoroczna edycja (Single Hop Simcoe), jak i nowa (Hoppy Dark Ale), uwarzona wspólnie z Janem Halvor Fjeldem z browaru Veholt. Można także nabyć edycję limitowaną ze specjalną wkładką.

  • Artezan - Too Young To Be Herod - tego piwa niestety nie można dostać w butelkach, ale jego pyszny, czekoladowo-kawowy smak z nutką pomarańczy, z pewnością wynagrodzi trudy wyprawy do multitapu. W przeciwieństwie do większości innych piw świątecznych, nie dosypano do niego typowych przypraw.

  • Doctor Brew - Xmas Rye - piwo uwarzone z dużym udziałem słodu żytniego, a także licznych dodatków, takich jak curacao, cynamon, goździki, kardamon, anyż i gałka muszkatołowa. No i oczywiście ze sporą dawką chmielu, jak to zwykle u Doktorów bywa.

  • Gościszewo - Gwiazdor - piwo jak na Gościszewo nietypowe, bo górnej fermentacji. Uwarzone z użyciem słodu czekoladowego, wanilii, cynamonu, imbiru i gałki muszkatołowej. Skojarzenia z ciastem w pełni zasłużone.

  • Kormoran - Świąteczne - stworzenie prawdziwie piernikowego piwa to myśl, która przyświecała browarowi Kormoran. Do uwarzenia go użyto goździków, cynamonu, skórki pomarańczy, imbiru, ziela angielskiego i kardamonu. 

  • Na Jurze - Jurajskie Świąteczne - w składzie znaleźć możemy kakao, miód gryczany i chili. Słodycz przełamana smakiem pikantnym? Jako fan pitnej czekolady z ostrą papryką, jestem na tak.

  • Pracownia Piwa - Smoked Cracow HO HO HO - prawdziwe świąteczne szaleństwo. Grodziskie z suszonymi jabłkami, wędzonymi śliwkami, suszonymi morelami i rodzynkami. Kompotu z suszu nigdy nie lubiłem, ale może w tym wydaniu mi posmakuje. Pracownia w tym roku wypuszcza także swoje American IPA - Hoppy New Year 2015.

  • Reden -  Świąteczne Dymione - chorzowski Reden na Święta proponuje dunkel bocka. Bez przypraw, za to z użyciem słodów czekoladowych, palonych i wędzonych.

  • Wąsosz - Cicha Noc - Nazwa piwa jest też tytułem mojej ulubionej kolędy, za co browarowi Wąsosz należy się spory plus ;) Piwo tworzono z użyciem suszonych śliwek, skórki pomarańczy, cynamonu, kakao, wanilii, a do dosłodzenia wykorzystano miód. 

  • Widawa - Renifer - piwo z udziałem słodu czekoladowego, dosładzane laktozą. Jak to w piwach świątecznych, dosypano też przypraw - kardamonu, cynamonu, jałowca, gałki muszkatołowej i imbiru.

Fot. Doctor Brew
Jak widać, specjalnych piw na Święta w tym roku zdecydowanie nie brakuje. Coś dla siebie znajdą zarówno fani piw o aromatach przyprawowych, jak i osoby, które tego typu dodatków w piwie nie tolerują. A jeśli pod ręką nie ma żadnego ze świątecznych piw, można przecież sięgnąć po porter lub stout, sprawdzą się równie dobrze!

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Dubbel Cieszyński - prawdziwy mistrz?


Grand Championem na Festiwalu Birofilia 2014 zostało piwo w belgijskim stylu dubbel, uwarzone oczywiście przez Czesława Dziełaka. Ten piwowar domowy po raz kolejny nie zostawił konkurencji żadnych szans i wygrał już drugi raz z rzędu. Sprawdźmy jak wypada to piwo w wersji butelkowej.

No dobra, muszę przyznać, że wcześniej próbowałem beczkowego Dubbla Cieszyńskiego i to piwo zrobiło na mnie całkiem dobre wrażenie. Stwierdziłem, że do oceny powinna jednak trafić wersja butelkowa. A butelki dostać nietrudno, bo znajdziecie je nie tylko w sklepach specjalistycznych, ale i w marketach TescoPrzy okazji, Tesco w tym roku się nie popisało i Dubbla Cieszyńskiego można było dostać w niektórych sklepach tej sieci już kilka dni przed premierą. Czyżby brak skutecznej komunikacji?

Piwo zamknięte jest w eleganckiej butelce o pojemności 0,33 litra. Etykieta jest zaprojektowana całkiem ładnie, moim zdaniem wygląda zdecydowanie lepiej niż zeszłoroczny Grand Champion. 

Dubbel jest w kolorze ciemnej miedzi z wyraźnymi, rubinowymi refleksami. Mimo najszczerszych chęci nie udało mi się utworzyć praktycznie żadnej piany. W tym stylu piana nie jest najważniejsza, ale na Grand Championie nie było nawet najmniejszego kożuszka. Trochę szkoda, bo nie wygląda to zbyt ładnie.



Za to aromat wypada naprawdę przyjemnie. W wersji beczkowej przeszkadzał mi mocno wyczuwalny zapach alkoholu, w piwie z butelki jest jakby nieco bardziej przykryty, choć wciąż względnie intensywny. Przede wszystkim są tu jednak nuty dojrzałych bananów, suszonych owoców i karmelu. Zapach jest więc słodki i całkiem zachęcający.

Piwo mocno rozgrzewa i ma charakterystyczną, alkoholową goryczkę, która nie wszystkim może się spodobaćNa szczęście, oprócz alkoholu w smaku jest sporo owoców, głównie tych obecnych także w aromacie, czyli bananów i suszonych śliwek, a także przyjemnych i nienarzucających się przypraw. 

Całość wypada całkiem nieźle, choć muszę przyznać, że miałbym problem z wypiciem na raz większej ilości tego piwa niż 0,33 litra. Wynika to z faktu, że spora słodycz i nuty alkoholowe w pewnym momencie zaczynają po prostu męczyć.

Mówi się, że dubbel powinien trochę poleżeć, warto więc kupić sobie jedną lub kilka dodatkowych butelek, wsadzić je do piwnicy czy szafy i na dłuższy czas o nich zapomnieć. Koszt niewielki, w Tesco cena piwa to 4 zł, a smak może naprawdę dobrze się przez ten czas ułożyć. 

Ja jedną, niewielką buteleczkę sobie zachomikowałem. Recenzji możecie się spodziewać mniej więcej za rok.

niedziela, 14 grudnia 2014

Gdzie nie bywać - Cafe Bar bla-bla

Multitapy rosną nam ostatnio jak grzyby po deszczu, przynajmniej w Warszawie. Z ilością coraz częściej nie idzie niestety jakość. Ostatnio miałem pecha trafić do jednego z takich miejsc, do którego raczej niechętnie powrócę.

Idą święta, niedługo wszyscy znajomi rozjadą się do domów i spotkamy się dopiero w przyszłym roku. Trzeba było więc zorganizować jakieś spotkanie. Koleżanki bardzo chciały napić się grzanego wina, więc wszystkie "tradycyjne" multitapy odpadały, a znalezienie miejsca na piątkowy wieczór w centrum stolicy nie jest wcale łatwe. 

Na ratunek przyszedł lokal pod dość dziwną nazwą Cafe Bar bla-bla. Jak się okazało, było tam i kraftowe piwo i grzane wino, a także drinki, czy zwykłe koncernowe lagery. Jak dla mnie to trochę pomieszanie z poplątaniem, ale w końcu zdecydowaliśmy, że zarezerwujemy tam stolik. W końcu każdy będzie miał coś dla siebie, prawda?

fot. Cafe Bar bla-bla

Przyznam, że przed wyjściem nie sprawdzałem tablicy dostępnych piw. To był błąd. Gdybym to zrobił w życiu bym się do tego multitapu nie wybrał. Kiedy weszliśmy do środka i podeszliśmy do baru, wysokość cen po prostu zbiła mnie z nóg. 18 zł za Deep Love? Tyle samo za Pal Licho? Rozumiem, że to centrum Warszawy, ale tutaj ceny wywindowane są już do absurdalnego poziomu.

Czara goryczy przelała się jednak później. W pewnym momencie skończyło się jedno z piw, a na jego miejscu został podłączony Too young to be Herod. Dzień przed oficjalną premierą. Za 25 zł. Przyznam, że szczęka mi opadła. Następnego dnia tego piwa można się było napić choćby w Hopsters (tam odbyła się oficjalna premiera), pobliskich Kuflach i Kapslach, czy w Piwnej Sprawie (do której udało mi się na moment wpaść). Oczywiście sporo taniej. 

Cała ta sytuacja skłoniła mnie do kilku przemyśleń. Przede wszystkim, takie połączenie multitapu ze zwykłym barem wydaje się dość dziwne. Próba dogodzenia każdemu nie jest łatwa i zwykle nie wychodzi lokalowi na dobre. Czy nie lepiej skupić się na samym piwie kraftowym, albo samych kolorowych drinkach? Albo na Książęcym, które oczywiście też jest w ofercie?

Rozumiem, że w Cafe Bar bla-bla pozazdrościli popularności pobliskiemu Piw Pawowi czy Kuflom i Kapslom i po prostu zainstalowali kilka kranów, żeby trochę z tego sukcesu zgarnąć dla siebie. Pewnie, biznes to biznes, jednak porządny multitap to nie tylko krany, ale też podejście i pewna wiedza na temat rzemieślniczego piwa. "Przedpremierowe" podłączenie Too young to be Herod dowodzi, że w Cafe Bar bla-bla nikt takiej wiedzy nie posiada. A to bardzo źle o tym miejscu świadczy.

[Okej, fragment o jakości obsługi usunąłem, Zdania na temat nadgorliwych sprzedawców nie zmieniam, ale forma mogła być zbyt ostra. Nauka z tego taka - zakładajmy dobrą wolę innych i nie czepiajmy się niepotrzebnie]

piątek, 12 grudnia 2014

Duby Smalone - przepraszam czy tu dymią?

W Polsce się dymi! Z tego założenia wychodzi coraz więcej browarów rzemieślniczych, które śmiało eksperymentują z wędzonymi słodami. Do tej grupy dołącza Perun. Z jakim skutkiem?

Browar Perun, którego piwa miałem już okazję recenzować (tu i tu), zawsze urzeka etykietami i historią opowiedzianą wokół swoich piw. Prasłowiańskie klimaty, pogańscy bogowie i obrzędy, a przede wszystkim świetne projekty etykiet - to z pewnością zachęca żeby z półki zabrać właśnie piwo z browaru Perun. Przynajmniej mnie. Nie inaczej jest w przypadku Dubów Smalonych.

Piwo już samą nazwą i grafiką na etykiecie sugeruje z czym będziemy mieć do czynienia. Oczywiście z wędzonką! W tym przypadku z wędzoną wersją stylu roggenbier, czyli klasycznego, niemieckiego piwa żytniego górnej fermentacji. Byłem bardzo ciekawy jak uda się połączyć żytnią zbożowość, a także aromaty goździków i bananów z "szynkową" wędzonką. Przyznacie, że połączenie wydaje się być karkołomne, ale też ciekawe.



Niestety, znów nie znalazłem w sklepie piwa bez zniszczonej etykiety. Szkoda, bo grafika prezentuje się bardzo dobrze, jak zwykle z resztą. Czy tylko ja mam takiego pecha? Ale przejdźmy już do samego piwa. Jest ono bardzo gęste, mętne, pełne wszelkiego rodzaju pływających farfocli. Nie przestraszcie się, to normalne w tym stylu. Kolor zbliża się do brązowego, ze złotym poblaskiem. Piana syczała chwilę i znikła niemal całkowicie, cóż... 

W zapachu spodziewałem się zdecydowanej wędzonki. Niestety, żądzą tu banany i goździki, a szynki jak na lekarstwo, choć po dłuższej chwili można się jej doszukać. Sam zapach jest przyjemny, jednak skoro to smoked roggenbier to przydałoby się nieco więcej tego "smoke".

W smaku piwo jest przede wszystkim zbożowe, dość cierpkie. Są tu też banany i świetna, charakterystyczna dla piw warzonych z użyciem żytnich słodów, aksamitność i oleistość. Wędzonka jest wyczuwalna, ale znów na dość niskim poziomie. Szkoda, bo zdecydowanie nie zaszkodziłoby, gdyby było jej w tym piwie dużo więcej. Goryczka jest w sam raz, ma przyjemnie ziołowy charakter i zbytnio się nie narzuca. Co ciekawe, finisz odebrałem jako lekko słony.


Piwo i modelarstwo ;)

Nie jestem może największym fanem dymu w piwie, ale raz na jakiś czas wędzonki napić się lubię. Niestety, Duby Smalone nie zaspokoiły mojego apetytu. To naprawdę dobre piwo, brak w nim wad, pije się je lekko i przyjemnie. Problem w tym, że nie dlatego po nie sięgnąłem. Dlatego apeluję do Browaru Perun - Nie bójcie się trochę podymić! Potencjał naprawdę jest spory.