sobota, 25 lipca 2015

Czy w Warszawie wolno pić piwo nad Wisłą?

fot. Robert Parma (na licencji CC)

Kwestia zakazu picia alkoholu nad Wisłą, zwłaszcza na bulwarach wiślanych, jest od dłuższego czasu przedmiotem ożywionej dyskusji. Oto mój, poparty analizą kilku przepisów, głos w tej sprawie.

W ciepłe, letnie wieczory nad Wisłą pojawiają się prawdziwe tłumy ludzi, którzy chcą odpocząć nad rzeką. Na praskiej stronie rzeki rozpalane są grille i ogniska, a na schodkach po drugiej stronie wody czasem trudno jest znaleźć wolne miejsce. Wielu nad Wisłę zabiera ze sobą piwo, wino lub inny alkohol i to właśnie staje się przyczyną problemów. Bo o ile wszyscy wiedzą, że na miejskich plażach pić wolno, tak już spożywanie alkoholu na bulwarach wiślanych może się skończyć i nierzadko kończy się mandatem.

Dlaczego tak jest? Podstawą prawną, którą stosuje policja i straż miejska jest Ustawa z dnia 26 października 1982 r. o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Co prawda ten akt prawny powstał w najmroczniejszych czasach stanu wojennego, ale interesujący nas przepis, art. 14 ust. 2a, zakazujący "spożywania napojów alkoholowych na ulicach, placach i w parkach, z wyjątkiem miejsc przeznaczonych do ich spożycia na miejscu, w punktach sprzedaży tych napojów" został wprowadzony dopiero nowelizacją z roku... 2001! Sporo wcześniej, bo już w 1996 roku wprowadzono za to ust. 6 tego artykułu, stanowiący że: "w innych niewymienionych miejscach, obiektach lub na określonych obszarach gminy, ze względu na ich charakter, rada gminy może wprowadzić czasowy lub stały zakaz sprzedaży, podawania, spożywania oraz wnoszenia napojów alkoholowych".

Zajmijmy się na początek ustępem 2a. Jak widać, ustawa wcale nie zakazuje spożywania alkoholu w miejscach publicznych, a jedynie na ulicach, placach i parkach. W tym przypadku, określenie "miejsce publiczne" pozostaje (podobnie z resztą jak "cisza nocna") terminem stosowanym potocznie, a nie występującym w treści aktu prawnego. W przypadku nadwiślańskiego bulwaru kłopotem jest interpretacja słowa "ulica", którego ustawa po prostu nie definiuje. Pozostaje sięgnąć do innych aktów prawnych. Pewnych informacji może dostarczyć na przykład Ustawa o drogach publicznych, która definiuje ulicę jako drogę na terenie zabudowy lub przeznaczonym do zabudowy zgodnie z przepisami o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, w której ciągu może być zlokalizowane torowisko tramwajowe. 

Cóż, ta definicja niewiele wyjaśnia, prawda? Jest w niej jednak zawarte określenie "droga", które możemy odnaleźć w Ustawie o ruchu drogowym. Stanowi ona, że drogą jest wydzielony pas terenu składający się z jezdni, pobocza, chodnika, drogi dla pieszych lub drogi dla rowerów, łącznie z torowiskiem pojazdów szynowych znajdującym się w obrębie tego pasa, przeznaczony do ruchu lub postoju pojazdów, ruchu pieszych, jazdy wierzchem lub pędzenia zwierząt. Tutaj sytuacja jest już nieco jaśniejsza i to właśnie ta ustawa jest podstawą do uznawania bulwarów wiślanych za część ulicy, na której spożywać alkoholu nie wolno. Ponoć policja przy interpretacji bulwaru jako ulicy podpiera się również internetowym słownikiem. Dobitnie to świadczy o polskich służbach mundurowych.

Jest to jednak interpretacja dość wątpliwa - bulwary ciągną się bowiem dobrych kilka metrów poniżej jezdni, a i ich funkcja wyraźnie odróżnia się od roli standardowego chodnika, co w mojej opinii powinno przesądzać o ich całkowitej odrębności od jakiejkolwiek ulicy. Niestety, mimo poszukiwań nie odnalazłem żadnych komentarzy lub orzeczeń sądowych, które mógłbym w tym temacie przywołać, pozostaje więc zdać się na zdrowy rozsądek. 

fot. Aktron/Wikimedia Commons (na licencji CC)

Pozostaje jeszcze kwestia art. 14 ust. 6 Ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi, który nadaje gminom uprawnienie, między innymi, do wprowadzania czasowych lub stałych zakazów spożywania alkoholu w określonych miejscach i obszarach. Na szczęście nie jest to kwestia istotna w przypadku Warszawy - nie istnieje żaden akt prawa miejscowego, który regulowałby obszary czy miejsca gdzie spożywanie alkoholu jest zakazane. Z tego powodu, w Warszawie pić piwo można choćby na dziedzińcu kamienicy czy na klatce schodowej. Warto również wskazać, że ustawa zezwala radzie gminy na wprowadzenie takiego zakazu jedynie ze względu na szczególny charakter danego obszaru lub miejsca, gminy nie mają więc prawa wprowadzać zakazów nazbyt ogólnych albo nie wynikających z charakteru określonego miejsca. Ogólnie rzecz biorąc, w orzecznictwie sądów administracyjnych widać wyraźną tendencję do ograniczania swobody gmin w ustanawianiu miejsc i sytuacji, gdzie i kiedy spożywanie alkoholu jest zakazane.

Przepisy powodujące całe zamieszanie już znamy, pora na artykuł będący bezpośrednią przyczyną karania mandatem picia piwa na nadwiślańskich bulwarach. Zgodnie z art. 43(1) ust. 1 ustawy "Kto spożywa napoje alkoholowe wbrew zakazom określonym w art. 14 ust. 1 i 2a-6 albo nabywa lub spożywa napoje alkoholowe w miejscach nielegalnej sprzedaży, albo spożywa napoje alkoholowe przyniesione przez siebie lub inną osobę w miejscach wyznaczonych do ich sprzedaży lub podawania, podlega karze grzywny". Ponadto ust. 2 nakazuje karać również usiłowanie popełnienia tego wykroczenia, co jest normą o tyle dziwną, co powodującą w praktyce niemało sporów. Czym bowiem owo "usiłowanie" jest? Nie sposób ocenić nie znając konkretnej sytuacji.

Na koniec kilka moich wniosków i przemyśleń. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że picie alkoholu na bulwarach wiślanych (i nie tylko) nie czyni nikomu żadnej krzywdy i nie powinno być uznawane za wykroczenie. Budynki mieszkalne są położone ładny kawałek od bulwarów, hałas więc nie powinien być tutaj argumentem. Co więcej, nad Wisłą zlokalizowanych jest też kilka legalnie działających klubów, puszczających muzykę o poziomie głośności zdecydowanie większym niż jest w stanie wygenerować nawet duża grupa rozmawiających ludzi. Bezsens tego zakazu jest tym większy, że legalnie pić alkohol można nie tylko po drugiej stronie rzeki, ale i na terenach lewobrzeżnej Warszawy poza samym centrum miasta. Prohibicja w tym właśnie rejonie jest więc zupełnie bezcelowa. 

Uważam ponadto, największym problemem ze spożywaniem alkoholu nad Wisłą nie jest sam fakt jego spożywania, a śmiecenie, hałas czy bójki, które można przecież wyeliminować bez tworzenia strefy zakazu picia napojów procentowych. Z moich obserwacji wynika również, że praktyka często odbiega od literalnego brzmienia przepisów - zwłaszcza gdy na bulwarach zgromadzi się prawdziwy tłum, policyjne patrole ignorują pijących alkohol i interweniują jedynie w przypadkach łamania innych przepisów. Dobrze by było, gdyby nie zależało to jedynie od dobrej woli funkcjonariuszy, a wynikało z przepisów jasnych, wyraźnych i nie pozwalających na naciągane interpretacje.

0 komentarze:

Prześlij komentarz