sobota, 18 lipca 2015

Reden MILCoffeeL - kawka z mleczkiem


Lubicie kawę z mlekiem? Jeśli tak, to dziś recenzja w sam raz dla Was, na tapetę trafia bowiem piwo MILCoffeeL z browaru Reden.

Na szczęście, wbrew obowiązującej ostatnio modzie, nie jest to piwo uwarzone dla zespołu Feel, a samodzielny wyrób browaru który, przynajmniej w moich oczach, zaczyna ostatnio wyrastać na jednego z czołowych rzemieślników w Polsce. Reden ma już całkiem szerokie portfolio, niewiele wpadek na koncie i wiele naprawdę smacznych i powtarzalnych piw. Przykładowo, ostatnio bardzo posmakował mi choćby nachmielony po amerykańsku lager - Hamerykansky Drim. Dlatego też sądzę, że warto przyglądać się z bliska wypuszczanym przez browar nowościom.

Jedną z nich jest piwo MILCoffeel, coffee milk stout będący swoistą wariacją na temat jednego z najlepszych polskich milk stoutów - Milkołaka. Warto przy okazji powiedzieć kilka słów o samym określeniu stylu. O ile "coffee" nie powinno sprawiać problemów, o tyle "milk" jest już bowiem nieco mylące. Do milk stoutów nie dolewa się bowiem mleka, a dodaje właśnie laktozy - cukru, który nie jest fermentowany przez drożdże piwowarskie. Dzięki temu laktoza w wyraźny sposób wpływa na słodycz w gotowym piwie. Oprócz laktozy do piwa trafiła wspomniana kawa, w tym przypadku odmiany Arabica. Jak widać na załączonym obrazku, dodatków jest całkiem sporo i takich, które mogą mieć faktyczny wpływ na ostateczny smak piwa. Zacznijmy więc dekonstrukcję MILCoffeeLa.

Abstrahując od skojarzeń z niesłusznie popularnym zespołem muzycznym, strasznie podoba mi się nazwa tego piwa. Połączenie mleka,kawy i "mlekofila" pod względem językowym wyszło naprawdę fajnie. Etykieta jest w charakterystycznym stylu dla Redenu, który może nie zachwyca, ale pozwala szybko odróżnić piwo z tego browaru na półce sklepowej.

Nie jest szczególnym zaskoczeniem, że piwo jest czarne niczym smoła (albo mocna kawa). Buduje się nad nim całkiem okazała piana, która szybko opada do gęstego kożuszka. Unosi się nad nią aromat zimnej kawy i czekolady. W tle pojawia się akcent palonych słodów, ale nie jest on zbyt wyraźny.


Przy każdym łyku skojarzenia również biegną w stronę kawy. Takiej z cukrem i odrobiną mleka, gdyż laktoza w piwie przełożyła się zdecydowanie bardziej na słodycz niż na posmaki mleczne. Słodycz nie jest jednak dominująca, a to dzięki delikatnej, palonej goryczce i odrobiny kwaśności na finiszu. Całości dopełnia niezbyt wysokie wysycenie, a piwo sprawia wrażenie gładkiego i pełnego.

Zbierając wszystkie elementy w jedną całość - nie ma tu żadnych zaskoczeń, a MILCoffeeL nie wysadzi nikogo z butów. Jest to jednak umiejętne rzemiosło i po prostu dobry, a przy tym świetnie nawiązujący do smaku słodkiej kawy, stout który bardzo przyjemnie się pije. Redenie - dobra robota!

0 komentarze:

Prześlij komentarz