środa, 29 lipca 2015

AleBrowar Be Like Mitch - pszeniczny patrol



Panujące tego lata upały zmuszają do poszukiwania ochłody i orzeźwienia. Ale co zrobić, kiedy zamiast wygrzewać się na plaży musimy spędzać wakacje w mieście? Cóż, wtedy trzeba sobie radzić inaczej.

Nie znoszę upałów w miastach. Dużą część dnia spędzam na szczęście w klimatyzowanym biurze, w którym jeszcze jako tako funkcjonuję, ale podróż komunikacją miejską to już prawdziwa katorga. Niestety, lata lecą, a w stolicy wciąż nie wszystkie tramwaje czy składy metra wyposażone są w urządzenia chłodzące. Ogromne masy ludzkie, podróżujące w okolicach godziny 17.00 tylko pogarszają sprawę, a prażące słońce czyni z tramwajów czy autobusów prawdziwe szklarnie.

Po takiej podróży myślę już tylko o jakiejś metodzie ochłodzenia. Można zanurzyć się w wannie pełnej lodowatej wody, można też obsypać się kostkami lodu, a można sięgnąć do lodówki po zimne piwo. I choć zdarza mi się stosować wszystkie te metody, to z racji charakteru bloga, skupię się jedynie na tej ostatniej.

W moje ręce trafiło bowiem piwo, które w założeniu idealnie nadaje się do gaszenia letniego pragnienia. Be Like Mitch uwarzone przez AleBrowar to american wheat, czyli piwo w stylu, który jest spotkaniem w połowie drogi niemieckiego hefeweizena i amerykańskiego pale ale. Z tego pierwszego zapożycza udział słodu pszenicznego, a z drugiego solidne doprawienie amerykańskimi chmielami. Aromaty bananów i goździków nie powinny być jednak tak wyraźne jak w niemieckich pszeniczniakach, a goryczka powinna pozostawać na dużo niższym poziomie niż w APA. Rezultat takiego połączenia w założeniach jest więc być lekki, chmielowy i rześki. Pozostaje tylko odpowiedzieć na pytanie, czy piwo inspirowane postacią graną przez Davida Hasselhoffa w pamiętnym serialu "Słoneczny Patrol" spełnia te wymogi.

Be Like Mitch ozdobione jest charakterystyczną dla AleBrowaru, "foliową" etykietą, na której podane są również wszystkie składniki piwa. Przyczepić się można właściwie jedynie do nazwy, która nieco odbiega od dotychczasowego zwyczaju. W końcu na nazwy poprzednich piw AleBrowaru zwykle składało się "imię" postaci i jakieś jej określenie, tym razem mamy zaś do czynienia z dłuższym sformułowaniem. Ale to detale, które nie popsują przecież smaku piwa.

Be Like Mitch wygląda jak typowy american wheat. Trunek jest jasnego, wręcz złotego koloru, nieprzejrzysty i mętny. Wieńcząca go piana w pierwszej chwili buduje się ładnie, ale bardzo szybko opada do zaledwie kożuszka. Nad piwem unosi się rześki, owocowo-cytrusowy aromat amerykańskich chmieli i pozostający w tle delikatny, zbożowy zapach pszenicy. Całkiem przyjemny ten zapach, a już na pewno lekki i orzeźwiający.

Rześko i lekko jest też w smaku piwa. Pojawiają się w nim zarówno kwaśne akcenty wynikające z dodatku słodu pszenicznego, jak i owocowość amerykańskich chmieli. Wyczuwalna jest między innymi cytryna i czerwone grejpfruty oraz nieco słodkiego posmak owoców tropikalnych. Słodyczy jednak nie ma zbyt wiele, a Be Like Mitch jest piwem zdecydowanie wytrawnym i co za tym idzie bardzo dobrze orzeźwiającym. Niewiele jest tu słodowego ciała, co w stylu american wheat akurat bardzo mi odpowiada. Wysycenie jest na średnim, aczkolwiek wyczuwalnym poziomie, a goryczka jest niewysoka i przyjemnie owocowa.

Podsumowując, Be Like Mitch nie jest piwem, nad którym można by deliberować godzinami, a lekki trunek, który w mgnieniu oka znika ze szklanki. Jest stylowy, smaczny i pozbawiony wad, ale też niewyróżniający się szczególnie spomiędzy innych piw w tym gatunku dostępnych na półkach sklepowych. 

0 komentarze:

Prześlij komentarz