wtorek, 23 grudnia 2014

Piwne Święta - Anchor Porter


Ostatnia przedświąteczna recenzja to prawdziwe starcie z legendą. W końcu nie na co dzień pije się piwo, które było prekursorem swojego stylu, a jego ocena na ratebeer.com to bliskie ideału 99/100. Nic dziwnego, że moje oczekiwania oczekiwania były wysokie. Jak zweryfikowała je rzeczywistość?

Najpierw jednak kilka słów o historii tego piwa (o samym browarze Anchor i jego dramatycznych losach możecie poczytać tutaj). Pojawiło się ono już w 1972 roku definiując styl american porter, który wywodzi się oczywiście z porteru angielskiego, ale jest ciemniejszy i mocniej chmielony. Piwo odniosło na tyle duży sukces, że dwa lata później było już dostępne w wersji butelkowej i jest produkowane po dziś dzień.

Moja przygoda z tym porterem zaczyna się dość nietypowo, bo w jednym z warszawskich... hipermarketów sieci E.Leclerc. Tam na półce z zagranicznymi piwami wypatrzyłem jakiś czas temu ostatnią, samotną butelkę. Po prostu żal było nie wziąć, więc szybko powędrowała do mojego koszyka.

Piwo znajduje się w butelce o typowej dla USA pojemności 355 ml. Zarówno jej "pękaty" kształt, jak i charakterystyczna etykieta z motywem kotwicy, sprawiają że porteru z Anchor nie da się pomylić z żadnym innym piwem. Pod względem wizualnym nie mam browarowi nic do zarzucenia, co więcej, taka stylistyka "retro" (czy też "vintage" jak mówią hipsterzy) całkiem mi się podoba.  


Ciemne, niemal czarne piwo rozświetlane rubinowymi refleksami wieńczyła piękna, gęsta i kremowa piana w beżowym kolorze. Niestety, zdjęcia zrobiłem kiedy ta czapa nieco już opadła, ale na ściankach szkła wciąż widać jej pozostałości.

Już przy otwarciu butelki czuć bardzo ciekawe i przyjemne zapachy, które wzmacniają się tylko, kiedy piwo przelejemy do szkła. Piernik i ciasto to moje pierwsze skojarzenia, gdyż aromacie dominują nuty palone i czekoladowe. Da się też wyczuć lekkie akcenty ziół i owoców wniesione przez chmiel. Wszystkie te zapachy fantastycznie przenikają się i łączą w jedną, spójną całość.

Już po pierwszym łyku wiedziałem, że będę fanem tego porteru. Smak jest naprawdę wspaniały! Początkowo słodki niczym czekolada, następnie przyjemnie skontrowany umiarkowaną goryczką o palonym charakterze i delikatną, owocową kwaśnością. Od początku coś mi przypominał, aż w końcu załapałem - śliwki w czekoladzie! Po każdym łyku porteru z browaru Anchor w ustach pozostaje też przyjemny posmak kawy, suszonych owoców i słodkiego likieru.

Ogólne odczucie jest więc znakomite. Co więcej, piwo dzięki swojemu aromatowi i smakowi świetnie pasuje do klimatu Świąt! Nie wyobrażam sobie lepszej scenerii do picia go niż miękki fotel, trzaskający wesoło kominek, skrząca się choinka i cicho prószący za oknem śnieg. Cóż, pomarzyć zawsze można ;)

Mimo tak złożonego smaku, Anchor Porter to piwo bardzo pijalne i nadspodziewanie lekkie (ma tylko 5,6% alkoholu), co może zaskoczyć odbiorców przywykłych do ciężkich porterów bałtyckich. Myślę jednak, że zaskoczy ich zdecydowanie pozytywnie, bo Anchor Porter to piwo światowej klasy, którego po prostu trzeba spróbować!

0 komentarze:

Prześlij komentarz