środa, 3 grudnia 2014

Opactwo Olbrachta - wojna mnichów

Po degustacji Eris przyszedł czas na spróbowanie kolejnego, chmielonego po amerykańsku, belgijskiego IPA. Poprzeczka została ustawiona dość wysoko i zastanawiałem się, czy browar Jan Olbracht zdoła ją przeskoczyć.

Nie wspomniałem ostatnio o tym, że bardzo lubię belgijskie piwa. Odpowiada mi specyficzny aromat i smak wnoszony przez belgijskie drożdże, ciekawa jest też cała otoczka związana z przeszłością i klasztorną tradycją wielu browarów. 

Mam też własną historię z tymi piwami. Belgi kojarzą mi się ze studenckimi, narciarskimi wyjazdami do Francji, gdzie wieczorami po męczącym dniu na stoku siadało się ze znajomymi przy kartach czy planszówkach. Powstawał problem czym gasić pragnienie. Wiadomo, rano trzeba udać się na stok i z ilością wysokoprocentowych alkoholi powinno się uważać. Z resztą były one na miejscu piekielnie drogie i niesmaczne. Wino? Jest to pewien pomysł, ale ja akurat fanem francuskich win nie jestem.


Sytuację ratowało piwo. Oprócz koncernowych lagerów, w turystycznych sklepach dostępne były Hoegaarden, Leffe czy La Chouffe. Dziś można je z powodzeniem dostać także w Polsce, ale mi już zawsze będą kojarzyć się one właśnie z tymi feryjnymi wyjazdami.
  
Przechodzimy już do naszego dzisiejszego piwa, a więc Opactwa Olbrachta. Wita nas prześwietna etykieta, autorstwa oczywiście Andrzeja Mleczki, czyli już chyba znak rozpoznawczy browaru Jan Olbracht. Współpraca z tym rysownikiem to świetny pomysł, etykiety wyróżniają się na półkach i przykuwają wzrok, nawet piwnych laików. Browar dba o estetykę, co widać także po firmowym kapslu. Nie dba za to o informowanie konsumentów o użytych do wytworzenia piwa produktach, za co należy się minus.

Piwo ma kolor ciemnobrązowy, lekko wpadający w rubin i jest dość mętne. Wieńczy je biała, gęsta piana, która okazuje się być dość trwała i ładnie zdobiąca szkło.

W zapachu rządzą fenolowe nuty przypraw i słodkie akcenty kwiatów oraz owoców. Wyczuwalny jest także karmel. Spodziewałem się raczej silnego uderzenia amerykańskich chmieli, ale w zapachu Opactwa Olbrachta cytrusów nie ma zbyt wiele. Widać mnich, który miał dosypać chmielu skończył jak ten z pierwszego planu etykiety.


A jak jest w smaku? Przede wszystkim mamy tu sporo przypraw i korzeni. Piwo jest dość kwaśne, co nadaje mu nieco winnego charakteru. Są tu też wreszcie amerykańskie chmiele, a więc smaki cytrusów i egzotycznych owoców, co w sumie daje bardzo przyjemną dla kubków smakowych mieszankę. Co ciekawe, obecność smaków chmielowych nie przekłada się na wysokość goryczki. Jest ona na dość umiarkowanym poziomie, chyba zbyt niskim dla stylu IPA. Czy gdyby jednak była wyższa, to piwo zyskałoby na smaku? Moim zdaniem nie. Na plus muszę zaliczyć praktycznie niewyczuwalny alkohol.

Ogólne wrażenie jest pozytywne choć nie olśniewające. Piwo jest smaczne, aromatyczne, a także przyjemnie rozgrzewające. W sam raz na chłodny, grudniowy wieczór. 

Czy Opactwo Olbrachta jest lepsze od Eris? Jak się okazuje, te piwa te mocno się od siebie różną. Browar Jan Olbracht uwarzył piwo pełniejsze, o bardziej belgijskim charakterze, a Olimp postawił na lekkość, pijalność i aromatyczne chmiele. Cóż, jak zwykle wybór powinien zależeć od okazji.

0 komentarze:

Prześlij komentarz