niedziela, 29 marca 2015

Mrok w Chmielarni - premiera So Far, So Dark i Hard Bride


Jakoś tak się złożyło, że jeszcze nie miałem okazji udać się do nowej Chmielarni, na ulicy Marszałkowskiej. Podwójna premiera piw AleBrowaru, w tym jednego uwarzonego wspólnie z browarem Artezan, była doskonałym powodem, aby w końcu się tam pojawić.

Piwo kooperacyjne - robust porter z dodatkiem lukrecji i kawy, nie budziło moich szczególnych emocji. Osoby lubiące lukrecję w tym kraju można chyba policzyć na palcach jednej ręki, a ja się do nich zdecydowanie nie zaliczam. Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja z drugą premierą - na Hard Bride solidnie się napaliłem, w końcu (dobre) barley wine z polskiego browaru to wciąż rzadkość. Jak to zwykle bywa, życie zweryfikowało oczekiwania, a rzeczywistość okazała się zupełnie inna od założeń.

Wieczór zacząłem z uwarzonym w kooperacji So Far, So Dark. "Raz się żyje" pomyślałem i zamówiłem od razu pół litra kawowo-lukrecjowego porteru. I była to bardzo dobra decyzja! Piwo było bardzo kawowe w aromacie, zaś w smaku pojawiały się przede wszystkim nuty gorzkiej czekolady i ciemnych słodów. Lukrecja obecna była jedynie w posmaku i to w niewysokim, akceptowalnym dla mnie, stężeniu. Piwo piło się bardzo lekko, było wręcz orzeźwiające dzięki lekkiej kwaśności i średniemu wysyceniu. Z racji trudnych warunków ciężko o dokładniejszy opis, ale piwo bardzo chętnie powtórzę w wersji butelkowej. Bardzo pozytywne zaskoczenie!

Hard Bride w całej okazałości!

Kolejną gwiazdą wieczoru było piwo Hard Bride. Po pierwszym niuchu okazało się, że zostało bardzo solidnie doprawione amerykańskimi chmielami. Nuty cytrusów i owoców tropikalnych przenikają się i łączą z wyraźnymi zapachami karmelu i tostów. W ustach początkowo daje o sobie znać baza słodowa - smaki toffi i herbatników. Po nich pojawiają się tropikalne owoce i przyjemna, grejpfrutowa goryczka. Hard Bride to piwo, które posmakuje zwolennikom amerykańskiej wersji stylu, jednak złośliwcy mogliby powiedzieć, że to kolejne na rynku triple IPA udające barley wine. Mi całkiem smakowało, przede wszystkim dzięki temu, że nie było to piwo słodkie i "ulepkowate", jak to bywa nieraz z bardziej konserwatywnymi przedstawicielami stylu.

A po degustacji można było z czystym sumieniem wrócić do klasyków, z beczek lał się między innymi Rowing Jack, Black Hope, Cymbopogon czy Pacific.

Koniec części pisanej - czas na kilka zdjęć. Warunki były trudne, ludzi mnóstwo, a ruch w Chmielarni spory, stąd nie wszystko nadawało się do publikacji ;)


Przepiękne miniatury browarów. Był czas się przyjrzeć stojąc w kolejce ;)



Początki były trudne. I tłumne...

...Ale obsługa zwijała się jak w ukropie.




Rozmowy na szczycie ;)


Poważny piwowar ;)

Chmielarnia nie tylko poi spragnionych, ale i karmi głodnych! 

Blogersko-piwowarska śmietanka była oczywiście obecna ;)

Smakowało!

0 komentarze:

Prześlij komentarz