wtorek, 24 lutego 2015

Piwo i muzyka


Łukasz Matusik z blogu piwolucja.pl podjął ostatnio bardzo ciekawy i w polskich piwnych internetach mało eksploatowany temat, czyli łączenie piwa z odpowiednią muzyką. Brzmi dość egzotycznie? Na pierwszy rzut oka tak, ale jeśli przyjrzeć się bliżej ta cała idea zaczyna nabierać sensu!

Oprócz Łukasza temat podejmował rok temu blog Piwna Zwrotnicautwory w klimacie testowanego piwa, nierzadko znakomite, poleca również Jerry Brewery. Postanowiłem, że i ja dołożę do tego fascynującego zagadnienia coś od siebie.

Zacznę od przykładów z mojego własnego życia. Piwo i muzyka wielokrotnie przeplatają się i wiążą w moich wspomnieniach, zwłaszcza tych dotyczących koncertów, w których miałem okazję uczestniczyć. Zwykle były to koncerty zespołów grających zdecydowanie cięższe brzmienia, których namiętnie słuchałem w latach liceum i wczesnych czasów studenckich. Oczywiście nie można było wtedy nawet marzyć o obecności rzemieślniczych piw w klubach muzycznych (i chyba nadal nie można), niemniej te chwile zawsze wspominam wyjątkowo ciepło. Nie tylko dlatego, że zwykle w salach koncertowych niedomaga klimatyzacja ;)

Ciekawsze piwa również niejednokrotnie mocno kojarzą mi się z muzyką. Na przykład z zespołem Alcest, którego bardzo często słucham do dziś. Ten francuski projekt, łączący dawniej black metal i shoegaze, a obecnie niestety odchodzący od swoich metalowych korzeni, tworzy wspaniałe muzyczne pejzaże, skomplikowane i jednocześnie niezwykle przyjemne w odbiorze. Te dźwięki wspaniale pasowały do leniwego sączenia pysznego Le Chouffe po męczącym dniu spędzonym na nartach, oczywiście we francuskiej części Alp. Muzyka, piwo i klimat wyjazdu połączyły się znakomicie, a brak któregokolwiek z tych elementów z pewnością spowodowałby, że to wspomnienie by się w mojej głowie nie zachowało.

Na myśl przychodzi mi również zimny Ciechan Wyborny (no, nie jeden) wypity pewnego upalnego, wakacyjnego wieczora na nadwiślańskiej plaży w akompaniamencie wygrywającego na gitarze kolegi. Zachód słońca, powoli stygnący piasek, skąpo ubrane dziewczyny, gitarowa muzyka, no i jak na tamten czas wybitne piwo - czy można chcieć więcej? ;) 

To tylko trzy przykłady z naprawdę wielu, które mógłbym wymienić. Nie przywołuję ich na próżno - przecież każdy dla którego piwo i muzyka stanowią ważną część życia, odnajdzie w swojej pamięci podobne wspomnienia. 

Muzyka może i powinna być odpowiednio łączona z piwem, w końcu stanowi niezwykle istotny element budowania naszego nastroju lub odzwierciedla aktualny humor. Zauważyłem na przykład, że w zimie słucham zdecydowanie więcej ciężkiej, powolniejszej muzyki, podczas gdy energetyczne, rockowe rytmy trafiają do mnie lepiej w cieplejszych porach roku. Podobnie jest z piwem, którego wybór też często zależy przecież od panującej na zewnątrz pogody. W końcu cięższe, mocniej alkoholowe i słodsze style zdecydowanie lepiej spisują się wszakże mroźną zimą, niż upalnym latem, kiedy to wolę złapać za pilsa czy APA niż za RISa. Choćby i najlepszego. 

Skoro więc piwo wybieramy ze względu na pogodę, albo parujemy z jedzeniem, to dlaczego by nie sparować go z muzyką? Odpowiednia pogoda, film, książka czy właśnie muzyka i dobrane do nich piwo rodzą niezapomniane wspomnienia. Dzięki nim można na chwilę oderwać się od szarej rzeczywistości, zrelaksować i po prostu cieszyć chwilą w towarzystwie ulubionych dźwięków, smaków i aromatów. 

A teraz kilka moich, subiektywnych piwno-muzycznych połączeń!

APA - lekkie, owocowe, orzeźwiające piwo wydaje się być idealnym wyborem na lato. Cytrusowy charakter i nadająca rześkości goryczka świetnie posłużą do schłodzenia się po upalnym dniu, kiedy wydaje się, że słońce jest w stanie rozpalić cały świat do czerwoności i stopić go swoimi promieniami. Idealnie pasuje do tego tytuł i klimat płyty projektu Lantlôs - Melting Sun. Oto mój ulubiony numer, otwierający tę niezwykłą płytę.



American IPA - cytrusy uderzają w nos niczym gitarowe riffy, goryczka potężna jak walenie w bębny, tropikalne owoce jednoznacznie kierują nas w gorące, kalifornijskie rejony. To musi być stoner rock! Na przykład taki, jaki zaprezentował na swojej płycie California Crossing zespół Fu Manchu.



Black IPA - piwo ciemne niczym las nocą, intensywne i gęste jak mrok ogarniający wzgórze znane z odbywających się tam ponoć niegdyś zlotów czarownic. Palone akcenty i potężna goryczka oplatają pijącego ze wszystkich stron niczym dym rozpalonych świec. Taki klimat wyczarować może jedynie kapitalny Electric Wizard



Pils - Kilka lat temu, przyszło mi nocować w jakiejś zapadłej dziurze na północy Czech. W miasteczku nie było nic oprócz hostinca pełnego miejscowych raczących się jednym z czeskich pilsów (czas zatarł już pamięć którym), a także... niezwykle malowniczej ruiny klasztoru, po którego ubłoconym dziedzińcu jak gdyby nigdy nic biegały gęsi. Obrazek pasował raczej do mroków średniowiecza, a nie XXI wieku. Taki nastrój potrafił stworzyć w Czechach tylko jeden zespół - XIII století, którego muzyka jak żadna inna kojarzy mi się właśnie z krajem pilsa i knedli.




RIS/Barley wine - oba style to zwykle piwa niezwykle złożone w odbiorze. Pełne kontrastów i niuansów, których z łatwością można nie zauważyć. Takich piw nie pije się szybko, a sączy powoli, rozkoszując się każdą chwilą. I choć przy pierwszym łyku RIS czy barley wine potrafią pijącego przytłoczyć, to gdy trunek w szklance się kończy pozostaje pustka, której nie sposób zastąpić. To dokładnie tak samo jak z muzyką zespołu Yob, którego ostatnia płyta - Clearing the Path to Ascend, to krążek skomplikowany, niełatwy w odbiorze, muzycznie ciężki, ale... po prostu piękny.



Stout - zmieniamy klimat, zarówno jeśli chodzi o piwo jak i muzykę, kierując się w rejony wysp brytyjskich. Wielu do tradycyjnego stoutu poleci folk-rockowe, irlandzkie zespoły, ale sądzę, że lepiej będzie połączyć piwo w tym stylu z muzyką zdecydowanie bliższą korzeniom. I jakże piękną! Choć Loreena McKennitt pochodzi akurat z Kanady, to jej muzyka do stoutu pasuje jak ulał.



Wszelkie piwa dymione - Ognisko gdzieś w środku lasu i unoszący się nad nim dym, kilka siedzących przy ogniu osób, z których jedna nagle wyciąga gitarę i zaczyna nucić smętną piosenkę o dawnych, lepszych czasach. W takie rejony zwykle kierują się moje skojarzenia. A do takiego melancholijnego nastroju żadna muzyka nie pasuje tak dobrze jak neofolk. Najlepiej w wykonaniu Rome i pochodząca z prawdziwego opus magnum tego projektu, czyli płyty Flowers From Exile.


To tylko kilka z wielu pomysłów połączenia muzyki i piwa, które przyszły mi do głowy. Część z nich wynika z moich doświadczeń, część ze wspomnień, a wszystkie z muzycznego i piwnego gustu. Dziedzina "music pairingu" jest niemal niezagospodarowana, a przecież pole do eksperymentów jest wręcz niewyczerpane. Do dzieła!

0 komentarze:

Prześlij komentarz