środa, 11 lutego 2015

Raport o stanie kraftu #1


Stabilna jakość i powtarzalność piw rzemieślniczych to ideał, Święty Graal do którego dążą producenci i którego poszukują konsumenci. Dlatego warto rozpocząć cykl, którego celem będzie opisywanie pokrótce obecnej kondycji piw recenzowanych dawniej lub próbowanych przy innej okazji. Czy dobre wspomnienia wytrzymają starcie z brutalną rzeczywistością?


Imperium Atakuje - Pinta



Imperium Atakuje było moim pierwszym piwem w stylu Imperial IPA, które swego czasu po prostu wyrwało mnie z butów. Niestety, dziś konkurencja jest zdecydowanie silniejsza (żeby wspomnieć tylko fenomenalny Winchester, który wkrótce znów pojawi się na sklepowych półkach), a i samo piwo nie zachwyca już tak jak dawniej. Być może umysł, jak to ma w zwyczaju, podkolorował nieco wspomnienia, może to efekt spróbowania wielu innych, świetnych piw w tym stylu. Tymczasem w Imperium Atakuje nadal jest wszystko czego potrzeba porządnemu, podwójnemu IPA - owocowo-słodki aromat, orzeźwiający smak cytrusów, a także wyraźna goryczka. Solidna, acz nie porywająca pozycja.

Koniec Świata - Pinta



To piwo zrobiło na mnie ogromne wrażenie w zeszłym roku, kiedy po raz pierwszy miałem okazję je spróbować. Dlatego byłem bardzo ciekaw jak wypadnie tegoroczna warka... i nie zawiodłem się! Zapach Końca Świata kojarzy mi się nieodparcie z dymem niosącym się po iglastym lesie, podczas gdy w smaku rządzą akcenty owocowe i zbożowe. Goryczka, zgodnie z deklaracją, niewyczuwalna, podobnie jak dość wysoki poziom alkoholu. Nie da się natomiast ukryć treściwości (uwaga dla osób na diecie - to piwo zastępuje mały posiłek) i bardzo niskiego wysycenia. Piwo nie dla każdego, choć ja mógłbym się za nim wybrać na koniec świata!

Żytorillo - Pinta



Żytnie Black IPA z browaru Pinta nie zachwyciło mnie szczególnie przy pierwszym kontakcie, mimo niezłego aromatu zapamiętałem je głównie jako piwo bardzo gorzkie i nieco zbyt kwaśne. A jak jest dziś? W zapachu można z łatwością wyczuć tropikalne owoce, cytrusy, żywicę, ale też sporo czekolady i palonych słodów. Smak odpowiada aromatowi, jednak piwo wciąż jest zdecydowanie wytrawne, a goryczka wysoka i niestety zalegająca w gardle. Piwo posmakowało mi bardziej niż jakiś czas temu, ale wciąż brakuje mi w Żytorillo jakiejś równowagi dla tej potężnej goryczki. 

Idealny przykład udowadniający, że piwo o IBU na poziomie jedynie 68, może być bardziej gorzkie niż niejedno imperialne IPA

Molly IPA - Doctor Brew



Browar Doctor Brew znany jest z tego, że swoje piwa chmieli ekstremalnie. Niestety, aromat chmielowy ma to do siebie, że z czasem z butelki po prostu ulatuje. Obawiałem się więc, że Molly IPA po kilku miesiącach stania w szafie i przy zbliżającym się nieubłaganie terminie ważności, straci sporo ze swojego charakteru. Tak się na szczęście nie stało. W aromacie i smaku nadal główną rolę odgrywają amerykańskie chmiele, które sprawiają, że Molly IPA jest niezwykle cytrusowa i orzeźwiająca. Po prostu gorzki grejpfrut w piwie. Już nie mogę się doczekać lata - Molly IPA będzie świetnym wyborem na upalne wieczory.

Piana wyszła przepiękna - taki efekt uboczny stanu polskich dróg.

Dzisiejszy raport wskazuje, że przedstawiane piwa całkiem nieźle zniosły próbę czasu, a kolejne warki reprezentują godny i stabilny poziom. Koniec Świata tak jak i ostatnio - fenomenalny. Przy Imperium Atakuje odczułem leciutki zawód, jak to mówią nasi południowi sąsiedzi - to se ne vrati. Żytorillo jak mnie nie porwało, tak nie porywa, choć smaku odmówić mu nie można, a Molly IPA (choć długo przetrzymane) utrzymuje pozycję najlepszego piwa wypuszczonego przez Doctor Brew.

0 komentarze:

Prześlij komentarz