piątek, 20 lutego 2015

Kraftwerk Rogaty - będzie piekło czy tylko szczypało?

Chocolate Chili Milk Stout. Trzeba przyznać, że browar Kraftwerk wybrał styl ambitny i ciekawy, obok którego, jako szanujący się "chilihead", nie mogłem przejść obojętnie.


A mimo to po aferach związanych z wątpliwą jakością Panzerfausta dość niepewnie podchodziłem do nowego piwa śląskich kontraktowców. Szczęśliwie, Rogaty został uwarzony nie w Witnicy (prawie każde piwo z tego browaru to książkowy przykład aromatu diacetylu, zdarza się też żelazo), a w świętochłowickim Redenie, co pozwalało mieć nadzieję że tym razem obędzie się bez dyskwalifikujących wad.

Z etykiety spogląda na nas sympatyczny stworek, którego mieliśmy już okazję widzieć na etykiecie sweet stoutu Bebok. Tym razem jednak trzyma on w łapkach papryczkę, oczywiście nie przez przypadek, bowiem do piwa dodano chili Chipotle, Ancho, Pasilla i Qujilla. Dobrze, że nie prowadzę vloga bo połamałbym sobie język. Oprócz słodów (w tym słodu przenicznego) browar Kraftwerk dosypał także ziaren kakaowca, a także jak przystało na sweet stout, laktozy. 

Pod względem grafiki etykieta podoba mi się bardzo. Uwielbiam takie mroczno-germańskie klimaty (granie latami w Warhammera swoje robi), a czcionka, kształt i kolorystyka etykiety tworzą fajną, spójną całość. Miło, że podano też komplet informacji dotyczących piwa.

Rogaty, jak to stout, ma niemal czarną barwę, pod światło błyskającą brunatnymi refleksami (nieśmieszne żarty o opcji niemieckiej za 3 2 1...). Pianka tworzy się całkiem zgrabna, w beżowym kolorze i o drobnych pęcherzykach. Niemal do połowy piwa pozostawał z niej jeszcze cienki kożuch. 

W aromacie dominuje bardzo wyraźna, mocna czekolada. Da się również wyczuć ostre papryczki, których obecność w zapachu zapowiada, że po każdym łyku kubki smakowe będą błagać nas o litość. Rzeczywistość nie okazała się jednak aż tak brutalna.

W pierwszej chwili można by pomyśleć "Hej, gdzie moje papryczki?" bo po wzięciu piwa do ust do głosu dochodzi mleczna czekolada i odczucie wysokiej pełni, aksamitności tego piwa. Wraz z subtelną goryczką do głosu zaczyna dochodzić chili, w pierwszej sekundzie nadające lekkiej kwaśności i zdradziecko podszczypujące w język, aby po chwili uderzyć z całą mocą pikantnej papryki. Jest ostro, choć na szczęście bez przesady - piwo nie wypala ust jak miał to w zwyczaju robić Grand Imperial Porter w wersji z chili.

Piwo piłem dość powoli, acz z nieukrywaną przyjemnością. Papryczki dobrze skomponowały się ze smakiem czekolady, pełnią i delikatną goryczką, tworząc prawdziwie "deserowe" połączenie. Browar Kraftwerk z pomocą Rogatego (czyżby zasługa piekielnych mocy?) uwarzył świetne piwo, które z chęcią jeszcze powtórzę. Na zimę będzie idealne.


0 komentarze:

Prześlij komentarz