poniedziałek, 13 października 2014

Warszawski Festiwal Piwa - relacja

Warszawski Festiwal Piwa odbył się w dniach 10 - 12 października i był pierwszą tego typu imprezą w stolicy. Do tej pory nie mogła się ona bowiem poszczycić wydarzeniem, które przeznaczone byłoby nie tylko dla "branży" i piwowarów domowych ale dla wszystkich miłośników rzemieślniczego piwa.

Zapowiedzi organizatorów festiwalu były ambitne, lista wystawców i dostępnych piw niezwykle długa, a chętnych, którzy zapisali się na wydarzenie na facebooku było ostatecznie ponad 5 tysięcy. Wszystko wskazywało na to, że Warszawski Festiwal Piwa będzie imprezą o naprawdę dużej skali, co jednak wiązało się z wieloma trudnościami organizacyjnymi. Przed rozpoczęciem imprezy zastanawiałem się czy organizatorom uda się dopiąć wszystko na ostatni guzik i czy podołają stojącemu przed nimi wyzwaniu.

Festiwal trwał od piątkowego popołudnia do niedzieli, do godziny 16. Niestety nie mogłem pojawić się ani pierwszego, ani ostatniego dnia. Udało mi się jednak wygospodarować nieco czasu w sobotę i wraz ze znajomymi zameldowałem się w Centrum Konferencyjno - Targowym na ulicy Domaniewskiej. Moim zdaniem to trafiona lokalizacja, łatwo dostępna z centrum zarówno tramwajem, jak i metrem. Podobno w piątek była kolejka do wejścia, w sobotę po południu nie czekaliśmy jednak ani chwili i po zapłaceniu zaledwie 5 złotych za wstęp mogliśmy wejść do hali.

Sobota, godzina 15 - tłumów jeszcze nie ma
Kiedy pojawiliśmy się na festiwalu, nie było jeszcze tłumów, choć z każdą chwilą fanów piwa przybywało. Pierwsze wrażenie było bardzo dobre, stanowiska browarów ustawiono wzdłuż ścian i na środku hali, co pozwalało na łatwe przemieszczanie się między poszczególnymi wystawcami. Większość browarów, oprócz oczywiście piwa, oferowała również firmowe szkło i gadżety, przede wszystkim koszulki. Próbowanie kolejnych piw ułatwiały dystrybutory z wodą do przepłukania szkła, a osoby które nie chciały zaopatrywać się w szklane naczynia, mogły korzystać z plastikowych kubków. Na festiwalu nie zabrakło również jedzenia, serwowanego przez ustawione przed halą foodtrucki. Wraz ze znajomymi wybraliśmy Pizza Truck, który serwował oczywiście pizzę, co ciekawe z pieca opalanego drewnem. Zamontowanego w ciężarówce. Byliśmy pod wrażeniem.

Czas przejść do najważniejszego składnika festiwalu, czyli oczywiście piwa. W Warszawie zameldowała się większość przedstawicieli polskiej piwnej rewolucji, czy to na własnych stoiskach czy na kranach warszawskich multitapów - Chmielarni, Kufli i Kapsli oraz Czeskiej Baszty. Oprócz piwa lanego, wiele stoisk oferowało również butelki, wiele piw butelkowych było dostępnych zwłaszcza na stanowisku Krainy Piwa. Ceny w większości nie odbiegały od tych obowiązujących zwykle w barach, choć niektóre browary zaskoczyły bardzo pozytywnie - 0,3 litra piwa browaru Perun kosztowało zaledwie 5 złotych. 

Niestety, na większości stanowisk jako najmniejszą objętość piwa sprzedawano 0,3 litra co nie pozwalało na zdegustowanie zbyt wielu wyrobów. Dlatego też warto było wybrać się na festiwal ze znajomymi. Każdy z nas wybierał inne piwo, a następnie próbowaliśmy ich po kolei, dzięki czemu mogliśmy spróbować zdecydowanie więcej różnych smaków. Przy tak wielu dostępnych premierach, nowościach i ciekawostkach, naprawdę można było żałować, że da się wypić tylko ograniczoną ilość piwa, tak aby degustacje miały jeszcze jakiś sens.

Wśród wypitych przeze mnie tego dnia piw, kilka szczególnie dobrze zapadło mi w pamięci. Pierwszym z nich była premiera browaru Doctor Brew czyli Molly IPA, bardzo orzeźwiające i mocno goryczkowe piwo, które przyciągnęło wielu chętnych na stanowisko doktorów. Z pewnością wiele wspólnego z kolejkami przed ich kranami miały także niezwykle urodziwe pielęgniarki, które z gracją operowały nalewakami. Ciekawe było również Summer Ale, które wcześniej wycofane ze względu na wady w produkcji, wreszcie było już dostępne, a co najważniejsze okazało się bardzo smaczne. Kolejnym piwem, które bardzo mi posmakowało, było Mr Hard z Pracowni Piwa. Ich barley wine to naprawdę klasa światowa i wielka szkoda, że butelek pracowni nie da się nabyć w Warszawie. Nie zachwyciło mnie z kolei Dragon Fire, które przecież zdobyło nagrodę publiczności na Beer Geek Madness we Wrocławiu. Jednak ani mnie, ani moich znajomych nie powaliła ledwie wyczuwalna ostrość, bardziej pozostająca w ustach niż rzeczywiście wyczuwalna w smaku piwa.  Z ciekawością czekałem na spróbowanie nowych piw browaru Perun, którego wcześniejsze wyroby, a zwłaszcza Serce Dębu uważam za naprawdę udane. W sobotę nie zawiodłem się i choć nie jestem fanem weizenów, całkiem posmakował mi Sabat Czarownic, a extra foreign stout, Noc Kupały, z pewnością spróbuję jeszcze nie raz. Z polskich piw bardzo smakowały mi ponadto Winchester stworzone przez browar Faktoria, Petrolio i Coffee Wołga z browaru Artezan. 

Silna reprezentacja zagraniczna na kranach Chmielarni
W tej beczce miodu (a właściwie piwa) znajduje się również nieco dziegciu. Niestety, zawiedliśmy się brakiem możliwości zakupienia teku, które sprzedały się bardzo szybko już w piątek. Później okazało się, że były dostępne również w sobotę wieczorem, o czym niestety dowiedziałem się po czasie. W sobotę zabrakło także niektórych piw, w tym Preparatu Artezana, którego bardzo chciałem spróbować. Szybko sprzedał się również John Sour z AleBrowaru. Szkoda, że nie zdecydowano się na nieco więcej miejsc do siedzenia, zwłaszcza w strefie foodtrucków, gdyż jedzenie pizzy na stojąco nie jest specjalnie wygodne. Problemem zauważonym przez wielu uczestników był także brak klimatyzacji, co dawało się we znaki zwłaszcza w późniejszych godzinach, wraz ze zwiększaniem się ilości gości festiwalu.

Podsumowując, uważam jednak że Warszawski Festiwal Piwa był imprezą bardzo udaną. Na szczęście wymienione wyżej problemy nie przesłoniły pozytywów i nie utrudniły cieszenia się świetnym piwem. Mam nadzieję, że organizatorzy wyniosą naukę na przyszłość i kolejna edycja, która ma odbyć się już w kwietniu, będzie jeszcze lepsza. Do tego czasu pozostaną niezapomniane wspomnienia i kilka butelek piwa, które zabrałem ze sobą do domu.

0 komentarze:

Prześlij komentarz