poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Raport o stanie kraftu #7 - Sierpniowe grillowanie


Na blogu prawdziwe starcie. Piwny mecz Polska - Anglia. Na utartej, działkowej murawie zetrą się reprezentanci polskiego kraftu i angielskie klasyki prosto z lidlowej półki. Kto wyjdzie z tej walki zwycięsko?

Nie wybrałem się na Festiwal Prawdziwego Piwa w Łebie, gdyż dużo wcześniej miałem już zaplanowany wyjazd o nieco innym, choć z drugiej strony dość podobnym charakterze, gdyż w obu przypadkach nieodłączną rolę odgrywa picie piwa. Chodzi mi oczywiście o wyjazd na działkę w celu nieobowiązującego, połączonego z licznymi "degustacjami", grillowania. W przeciwieństwie do wyjeżdżających na festiwal, piwo musiałem jednak zabrać ze sobą. W sam raz nadawał się do tego zapas brytyjskich ejli zakupionych w pewnym dyskoncie, ale polskich kraftów (dostosowanych do panującej aury) również nie zabrakło. Reprezentantami polski było Babie Lato - saison z browaru Artezan oraz Kwas Beta, czyli lichtenhainer uwarzony przez Pintę. W drugim narożniku stanęły piwa z wysp brytyjskich - szkocki stout Belhaven Black oraz Bishops Finger i Late Red z browaru Shepherd Neame.

Babie Lato - Artezan



Chciałoby się rzec, że piwo nawet swoją nazwą pasuje do okoliczności. "Letni" jest też jego aromat, będący mieszanką cytrusów kwiatów, przypraw i gumy balonowej. W tle pojawia się też kolendra, coraz bardziej wyczuwalna w miarę jak piwo ogrzewało się na niemiłosiernie przypiekającym słońcu. W smaku oczekiwałem rześkości i niestety nieco się zawiodłem. Babie Lato piwo jest dość słodkie, przywodząc na myśl biszkopty czy korzenne ciasteczka. Chmielowość zaznacza się w dość wysokiej jak na styl goryczce, a obrazu całości dopełnia dość wysokie wysycenie. Piwo jest całkiem smaczne, choć w moim odczuciu nieco zbyt słodkie i na dłuższą metę trochę zamulające.

Kwas Beta - Pinta



Lichtenhainer to styl dość rzadko spotykany, nawet w rzemieślniczym piwowarstwie. W skrócie można powiedzieć, że jest połączeniem kwaśnego, pszenicznego piwa i... piwa grodziskiego, od którego pożycza charakterystyczną wędzonkę. Wersja Pinty pachnie kwaśnym jogurtem i sokiem z cytryny, co nie wynika jednak z żadnej wady, a celowego zakażenia piwa bakteriami kwasu mlekowego. W tle pojawia się też bardzo delikatna nuta dymna. W smaku piwo jest przede wszystkim kwaśne, wysoko wysycone, z delikatną wędzonką i symboliczną goryczką. Podobnie jak poprzednie kwaśne piwo Pinty, idealnie nadaje się do gaszenia pragnienia. Nawet w takie upały, gdyż zawartość alkoholu w tym piwie jest bardzo niska (zaledwie 3,2%), co sprawi że Kwas Beta nie strzeli zbyt szybko do głowy. A o to w taki gorąc nietrudno.

Black - Belhaven



Przy okazji tygodnia angielskiego w pewnym znanym dyskoncie, na sklepowych półkach pojawiły się dwa klasyczne, brytyjskie stouty. Guinessa dość dobrze znam i szczerze powiedziawszy za nim nie przepadam, dlatego skusiłem się na drugie z tych czarnych niczym smoła piw. Belhaven Black piłem z kolei kilkukrotnie w wersji lanej i był wcale niezły (a z pompy to już miodzio - polecam), dlatego też chciałem sprawdzić jak sprawuje się butelkowa wersja piwa. "Stout to stout, po co drążyć temat?" Zdają się mówić piwowarzy Belhaven, bo piwo pachnie niezbyt intensywną czekoladą i zimną kawą. Piwo jest dość wodniste i lekkie, z delikatną nutą czekoladową i całkiem wyraźną goryczką o palonym charakterze. Słody palone dają też o sobie znać w popiołowym posmaku. Nie jest to może ósmy cud świata, a piwo nie zachwyci nikogo obeznanego ze światem brytyjskich stoutów, ale pije się je lekko i przyjemnie. Na grilla, albo dłuższe posiedzenie w knajpie jest w sam raz.

Bishops Finger - Shepherd Neame



Bishops Finger to piwo, które chyba najbardziej podpasowało mi z całej tej dyskontowej promocji. Jest ono tylko (i aż) klasycznym do bólu angielskim ejlem, z tym że bardzo solidnie uwarzonym i zbalansowanym. W aromacie dominują nuty toffi i karmelu, dopełnione delikatną nutą owocową. Nie było zaskoczeniem, że w smaku ponownie pojawią się karmelowe akcenty, są one jednak okraszone przyjemnym ziołowym posmakiem i całkiem konkretną goryczką, która sprawia że Bishops Finger jest piwem orzeźwiającym, smacznym, a jednocześnie niezbyt zajmującym. Podobnie jak poprzednik - w sam raz do niezobowiązującego sączenia. Najlepiej butelka po butelce. W zwykłej, sklepowej cenie nie jest to więc żadna okazja, ale w niemal połowę niższej - to już co innego. Nie wiem czy w jakimś Lidlu ostały się jeszcze brytyjskie piwa, ale jeśli tak - Bishops Finger mogę z czystym sumieniem polecić.

Late Red - Shepherd Neame



Ostatnim z reprezentantów Wysp Brytyjskich, którego ze sobą zabrałem, było piwo Late Red, podobnie jak poprzednik warzone przez browar Shepherd Neame. W założeniu jest to piwo raczej bardziej na jesień niż na lato, ale cóż... dyskontowe promocje rządzą się swoimi prawami. Nie jest szczególnym zaskoczeniem, że w aromacie piwa dominują nuty karmelowe i słodowe. Drugoplanową rolę grają zaś całkiem przyjemne aromaty suszonych owoców. Zapachy te znajdują swoje odbicie w smaku piwa, ale na szczęście aspekt słodowy jest równoważony przez ziołową, całkiem wyraźnie zaznaczoną, goryczkę. Wysycenie jest na średnim poziomie, a piwo okazuje się być całkiem lekkie i przyjemne w piciu. Choć oczywiście wciąż jest to typowa, "brytyjska" nuda.

Obie reprezentacje nie zawiodły. Z polskiej drużyny delikatnie zawiódł Artezan, którego piwo mogłoby być nieco bardziej orzeźwiające, nie zawodzi zaś Pinta której Lichtenhainer posmakował nawet zupełnym laikom. Drużyna brytyjska była dobrana dość tendencyjnie - trzej reprezentanci byli najlepszymi wybranymi z dyskontowej oferty. Pozostali raczej nie są warci zachodu.

0 komentarze:

Prześlij komentarz