środa, 5 sierpnia 2015

Olimp Hades - olimpijski mocarz


Chociaż to inny "mocarz" stał się ostatnio bohaterem medialnych doniesień, mnie interesuje jedynie mocarz warzony przez browar Olimp, który powrócił ostatnio na sklepowe półki. Mowa oczywiście o Hadesie - imperialnym stoucie z nietypowymi dodatkami. 

Nawet powrót letnich upałów nie zmniejszył mojej ochoty na spróbowanie tego mocarnego RISa, mimo że w lodówce wciąż czekają piwa, które do gaszenia pragnienia nadałyby się zdecydowanie lepiej (choćby Babie Lato z browaru Artezan). Tym bardziej, że bez przeszkód mogłem zaopatrzyć się w kilka buteleczek tego piwa, co było awykonalne choćby w przypadku ostatniej, w wielu sklepach reglamentowanej, warki Imperatora Bałtyckiego. Tak działa wolny rynek - jak rzekłby nastoletni fan Janusza Korwina-Mikke.

Hadesa otworzyłem sobie jednak już dobrych kilka godzin po zachodzie słońca, kiedy upał nieco zelżał, a ja mogłem rozłożyć się przed telewizorem oglądając najnowszy odcinek Detektywa. Sporo było narzekań na drugą serię tego serialu po kilku początkowych odcinkach, ale z każdym kolejnym epizodem akcja wyraźnie się rozkręca, niebezpieczeństwa wokół głównych bohaterów narastają, a klimat coraz bardziej gęstnieje. Zarysowuje się też intryga, tym razem również nawiązująca do wydarzeń z odległej przeszłości, jednak nie związana z nurtami okultystycznymi, a polityczno-społecznymi. Brakuje też trochę aktorskiego geniuszu Harrelsona i McConaugheya, ale nowa obsada (zwłaszcza Farrell i Vaughn) też dają radę. Fantastyczna jest też ścieżka dźwiękowa.O muzyce wspominając nie moge jednak nie nawiązać do innego serialu, który ostatnimi czasy skradł moje serce - mowa o Peaky Blinders, brytyjskiej produkcji kryminalno-historycznej, przypominającej nieco Zakazane Imperium. Tym co oczarowało mnie w tym serialu (o fabule nie będę się jeszcze wypowiadał) jest właśnie świetna ścieżka dźwiękowa, będąca połączeniem brzmień z czasów dwudziestolecia międzywojennego i utworów współczesnych, oraz niezwykle dynamiczny montaż.



Przyglądając się losom Farrella i spółki otworzyłem więc cobie najnowszą warkę Hadesa. Etykieta piwa, jak przy poprzedniej warce, przedstawia napakowanego władcę podziemi, którego chyba nikt nie chciałby spotkać w ciemnej uliczce. Tym razem Olimp dał sobie spokój z satanistycznymi odniesieniami (66,6 IBU zamieniono na mniej kontrowersyjne 70) i w sumie dobrze, bo chrześcijański szatan z greckim Hadesem niewiele ma wspólnego. Etykieta zawiera również pełen skład piwa, za co Olimpowi należy się respekt. Kapsel chroniony jest eleganckim lakiem, który nie stawia oporu przy otwieraniu, a ochroni piwo przed zbędnym utlenieniem.

Piwo w kieliszku prezentuje się jak rasowy RIS. Jest ciemnobrunatne, z rubinowymi przebłyskami i dość rachityczną pianą, która nie utrzymuje się zbyt długo. Aromat nie jest zbyt intensywny, ale składam to na karb świeżości i nieułożenia piwa. Rokowania na leżakowanie są bardzo dobre, bo w zapachu pojawiają się nuty kojarzące się z kawą, ciastem czekoladowym i likierem. W tle pałętają się również suszone owoce i odrobina popiołowych aromatów palonych słodów.

Biorę łyk i moją pierwszą myślą jest - jakie to piwo jest gęste! Wysoki ekstrakt i niskie wysycenie robią swoje, nadając Hadesowi oleistości i likierowego charakteru. Mimo tej gęstości piwo nie jest przesłodzone, a słodka czekolada pojawia się tylko w pierwszej chwili. Po niej do głosu dochodzi gorzkie kakao, kawa i odrobina kwaśności od palonych słodów. Goryczka jest wyraźna, o posmaku palonej kawy, a papryczki jedynie delikatnie zaznaczają swą obecność w gardle, rozgrzewając je wespół z alkoholem, który jest w Hadesie wyczuwalny, ale pasujący do charakteru piwa. 

Nawet świeży Hades to świetny trunek na dłuższy, leniwy wieczór. Nie obraziłbym się, gdyby było to piwo nieco bardziej charakterne, z wyraźniej zaznaczoną paprykową pikantnością, ale nawet w obecnej, "ugrzecznionej" formie trafia w moje gusta. A po kilku miesiącach leżakowania powinien być naprawdę wyborny.

0 komentarze:

Prześlij komentarz