Browar Pinta pracuje na miano hipstera polskich browarów
rzemieślniczych. Gdy nadchodzi zima i wszystkie browary zaczynają warzyć ciemne
piwa, Pinta poszła pod prąd i zrobiła american pale ale. To pójście wbrew
pogodowym trendom wyszło im jednak na dobre.
Pinta jest jednym z
najpopularniejszych polskich browarów rzemieślniczych, (jeśli w ogóle można mówić
o popularności takich browarów). Każde nowe piwo wypuszczane przez browar z
Zarzecza jest niecierpliwie wyczekiwane. Tak było i tym razem. Piwo ma swoją
oficjalną premierę na odbywającym się w ten weekend na Poznańskich Targach
Piwnych, na których niestety nie mogę być. Na szczęście piwo jest też już dostępne
w sklepach, więc gdy tylko pojawiła się informacja, że w moim ulubionym sklepie
piwnym (nie, nie powiem jaki to ;) pojawiła się APA od Pinty od razu do niego
pognałem – tak szybko, że sprzedawca nie zdążył jeszcze nakleić ceny na
butelkach.
Etykiety Pinty zawsze dobrze
wyglądają i nie inaczej jest tym razem. Zielono-żółte barwy przypominają
minione, ciepłe letnie dni a szyszki chmielowe podkreślają jak ważny jest ten
składnik i jak wiele wnosi do piwa – zwłaszcza do american pale ale.
Zajmijmy się jednak samym piwem. W jego skład
wchodzą słody: Weyermann, pale ale, diastatyczny, jęczmienny i Caraamber. Użyto chmielów: Columbus, Chinook, Casacade, SImcoe. Zadano
drożdży Safale US-05. Piwo ma 12 stopni Blg, które odfermentowało do 4%
alkoholu. Goryczka na poziomie 41 IBU.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy
po nalaniu piwa do szkła to fakt, że piwo jest dość mętne. Szklankę umyłem dokładnie,
więc nie wydaje mi się, żeby miała na to wpływ pozostałość wody tym bardziej,
że na ściankach nie odkładały się bąbelki. Piwo jest koloru ciemnego złota,
można jednak mieć czasem wrażenie, że jest nawet nieco bursztynowe. Piana
średniej wysokości, biała i tak kremowa, że niemal pozbawiona pęcherzyków,
które jeśli są to bardzo drobne.
W aromacie piwa dają się wyczuć owoce
tropikalne, a w dalszej kolejności zapach żywicy i cytrusów. Jest, więc tak jak
powinno być – amerykańskie chmiele robią swoje. Aromat jest mocny i słodki. Podstawa
słodowa również jest lekko wyczuwalna.
Pierwsze wrażenia po wypiciu
kilku łyków – spora wytrawność. Jednocześnie piwo nie jest zbyt nagazowane, co
sprawia, że jest faktycznie lekkie. Goryczka jest bardzo wyraźna i wysoka
jednak trwa dość krótko. W smaku czuć chmielowość odpowiednią dla amerykańskich
chmieli i słodowość, a estry owocowe są
zaledwie lekko wyczuwalne. Nie ma w nim zbyt wiele treści. Smak w ustach jest równomierny - nie można wyróżnić jakichś konkretnych nut na początku lub na finiszu, oczywiście oprócz słabnącej goryczki. Chmielowość i słodowość utrzymują się od początku do końca.
A ja pale ale jest bardzo przyzwoitym
przedstawicielem stylu APA, jednak zdecydowanie nie najlepszym. Piwo może być fajną
odskocznią od pitych w tym sezonie piw ciemnych. Niestety, dość spora wytrawność
może odrzucić niektórych koneserów piwa. Pinta przewracając nieco kalendarz
wprowadziła trochę zamieszania tym piwem i być może z tego względu nie będzie ono
na tyle docenione na ile zasługuje. Mimo wszystko, wypicie go sprawiło mi przyjemność i mogę
je bez wątpliwości polecić.
0 komentarze:
Prześlij komentarz